* Harry *
-Cz-czekaj, c-co Ty powiedziałeś?
-podniosła wystraszona głowę, błądząc oczami po mojej załamanej
twarzy
-Zabiłem. Dwie. Osoby. -
wypowiedziałam wolno i wyraźnie robiąc dość duże przerwy między
wyrazami
-Nie chodziło mi o to, powiedziałeś
'takie coś jak ja, nigdy nie powinno się urodzić' – spojrzała
głęboko w moje oczy jednocześnie oblizując usta.
-Bo nie powinno –
rzuciłem z obrzydzeniem wstając z wygodnego fotela aby podejść do
okna.
Oparłem dłonie na
parapecie patrząc w dal, nie miałem celu. Gapiłem się przed
siebie, zatapiając wzrok w oddali. Szczerze mówiąc, nie
wiedziałem, że na tyłach domu jest pole. Zastanawia mnie jedno,
dlaczego Hope zareagowała tak na moje słowa. Miałem rację, jestem
tylko pomyłką i przez całe moje jebane życie, było mi to
przypominane na każdym kroku. Nie było dnia, abym nie dowiedział
się od kogoś, że jestem nic nie wartym gównem czy sukinsynem bez
uczuć. Tak, jestem facetem, tak, mam dwadzieścia lat, ale płakałem, płaczę i zapewne jeszcze będę.
Tak, chłopaki też ryczą, po nocach i w dzień. Nasza płeć
wcale nie jest silniejsza emocjonalnie, to jakieś popierdolone mity.
Kto powiedział, że mężczyzna ma być twardy, odporny na każdy
ból i odpowiedzialny?
Proszę was..
W dzisiejszych czasach, coraz
mniej facetów przyznaje się do tego, że zdarzyło im się
popłakać. Prędzej czy później każdy musi się porządnie
wyryczeć. To jest normalna czynność i nie ma się czego wstydzić.
Czułem napływ
słonej substancji do oczu. Mrugałem coraz szybciej, aby nie
doprowadzić do urojenia chociażby jednej łzy, nie chciałem, aby
Śliczna zauważyła.. Przeniosłem ciężar na lewą nogę, głośno
zaczerpując powietrza. Usłyszałem szelest, a chwilę po tym,
poczułem parę malutkich rąk obejmujących mnie od tyłu w pasie.
Hope. Śliczna, opiekuńcza Hope.
Nawet nie
próbowałem się ruszyć, pochylić, cokolwiek, byle jej nie
spłoszyć. Przytuliła policzek do moich pleców, jednocześnie
machając dłońmi po moim torsie. Delikatnie i wolno, bez żadnego
podtekstu. Mam szczęście, że ją poznałem. Jest niesamowita.
Nigdy nie zdarzyło mi się polubić kogoś w tak krótkim czasie.
-Dlaczego tak
powiedziałeś. - Odezwała się po chwili ciszy. Jej głos był
nieco stłumiony, ponieważ mówiła chowając twarz z moją
koszulkę, ale to było nawet słodkie i przyjemne uczucie kiedy czułem jej usta na
swoich spiętych plecach.
-Jaa.. Hope...
przepraszam – poczułem, że wzdrygnęła się na wypowiedziane
przeze mnie jej imię, więc bez namysłu przeprosiłem, całkiem
zapomniałem o tym, co mówiła wcześniej, jestem głupi.
-W porządku –
uśmiechnęła się opierając o mnie drugą stroną policzka.
-Narobiłem masę
problemów, przez co wiele osób miało nieprzyjemności. To nie
powinno się zdarzyć. - Nagle nabrałem wewnętrznej odwagi,
obróciłem się przodem do blondynki splatając nasze palce razem.
Jedność. - Posłuchaj, - posadziłem ją na parapecie przede
mną, teraz byliśmy na równej wysokości, doskonale widziałem jej
ciemne, granatowe świecące oczy, które wręcz błagały o nowe
informacje. - Powiedzmy, że mam sporo za uszami.. -rozchyliłem jej
kolana, aby wejść pomiędzy je. Opierając dłonie na jej udach,
kontynuowałem. - Wywalali mnie ze szkoły z cztery, pięć razy..
nie wiem, przestałem liczyć po trzecim – zaśmiałem się sam do
siebie
-Śmieszy Cię to?
- przerwała mi, marszcząc czoło
-Tak, z biegiem
czasu, tak. - byłem z nią teraz blisko, bardzo. Praktycznie mówiłem
w jej usta.
-Mo-mogę Cię o
coś zapytać? - nie odrywała ode mnie oczu, a jej głos drżał.
-Śmiało.
-Czy Ty skończyłeś
szkołę?
-Tylko gimnazjum.
Teraz żałuję, ale na co komu matematyka czy chemia, patrz, nie
umiem nic z tego a radzę sobie całkiem nieźle, przynajmniej teraz.
Pierwszy raz wydalili mnie za opuszczanie zajęć. Czyli norma, ale w
tym nie znałem umiaru. Znaczy, byłem mały, nie wiedziałem co i
jak. To było wtedy, kiedy moja matka tak po prostu – zniknęła.
Nie wychodziłem z domu, nie chodziłem na zajęcia, w końcu się
mną zajęli, trafiłem do tego popierdolonego miejsca i się
ogarnąłem. Wszystko co najgorsze i najbardziej zjebane w moim
życiu, zaczęło się kiedy odebrała mnie moja ciotka. - zwilżyłem
usta, poprzez oblizanie ich – w wieku 16 lat, wyjebali mnie ze
szkoły z pięć razy. I ja.. ja byłem z tego dumny, bardzo dumny.
-Co takiego
robiłeś? - spytała unikając kontaktu wzrokowego, zdjęła moje
dłonie z ud i zaczęła się nimi bawić po czym dokładnie je
obejrzała, zabawne.
-Za pierwszym
razem, było to za bójki, podobnie jak w drugim i trzecim przypadku.
Rzucałem się z pięściami na każdego, kto krzywo na mnie
spojrzał. Za czwartym do tego wszystkiego doszła trawka.
Handlowałem nią w szkołach. Wplątałem się w złe towarzystwo.
Wykorzystali mnie w celach interesów tylko i wyłącznie na ich
korzyść. Byłem młody, niedoświadczony. Dyrektor złapał mnie na
gorącym uczynku. - przeczesałem palcami włosy, zasysając usta.
-Co było potem? -
założyła kosmyk włosów za ucho, bacznie mi się przyglądając
-Wyjechaliśmy z
miasta, aż w końcu znalazłem się tu – rozmarzyłem się -
Niagara-on-the-Lake – szepnąłem do siebie, wyrywając się z
transu – Tak, tutaj też mnie wywalili. Zaszedłem do szkoły na
haju. Rozpoznali, że jestem pod wpływem marihuany. Znali moje
wcześniejsze wybryki, więc wyjebali mnie zbity pysk, ale moja
ciotka przekonała ich, aby pozwolili mi skończyć gimnazjum tutaj,
bo do końca roku szkolnego zostało wtedy jakoś kilka tygodni.
Dzięki niej jestem tutaj, podejrzewam, że sam zaćpałbym się na
śmierć.
-Dalej sprzedajesz?
To znaczy, jesteś dilerem? - spytała pochylając głowę
-N-nie, wyszedłem
z tego, ale nadal ją mam, trzymam w domu, zażywam, ale mam umiar,
biorę, kiedy potrzebuję. - broń się Styles, broń się
-Rozumiem. Harry?
-Mhm?
-Pokażesz mi gdzie
masz toaletę? Potrzebowałabym skorzystać – spojrzała na mnie i
mam wrażenie, że w myślach jebnęła się w głowę mówiąc
facepalm.
* Hope *
Zeskoczyłam z
parapetu prawie lądując na ziemi. Jestem taka umiejętna.. Udałam
się za nim w stronę łazienki. Serio musiałam, wstrzymywałam od
początku naszej rozmowy, ale nie chciałam przerwać momentu, kiedy
tak się przede mną otworzył. Kiedy mi tak wszystko mówił,
poczułam się ważna. To co robił, nie było najmądrzejsze, ale
nie można też powiedzieć, że to była całkiem jego wina.
Straciłam rodziców, tak jak i on, wiem przez co przechodził. Nie
mam mu tego za złe, ale trochę się zagalopował. Otwarłam
wskazane przez niego drzwi, pierwsze co dostrzegły moje oczy, to
jacuzzi. Wielkie, wielgaśne jacuzzi na środku pomieszczenia. Jego
toaleta była wielkości stołówki w sierocińcu. Podchodząc do
lustra ujrzałam swoją twarz. Wyglądałam gorzej, niż myślałam.
Poprawiłam włosy, zrobiłam co musiałam i wyszłam.
-Ty, Ty, Ty, Ty,
masz jacuzzi! Dlaczego nic nie mówiłeś, Jezu, zawsze takie
chciałam.- podbiegłam do niego – Proszę, proszę, proszę,
prooooszęęę, ja tam chce – podskoczyłam kilka razy, na co objął
mnie tali, abym się uspokoiła.
-Może następnym
razem – posłał mi ciepły uśmiech, wcale nie zdejmując ze mnie
rąk.
-Wcześniej,
powiedziałeś mi, że..
-Że?
-Ze zabiłeś dwie
osoby.
-Tak, tak właśnie
powiedziałem – odgarnął z mojej twarzy włosy, gładząc
policzek, delikatnie się odsunęłam. -Przepraszam.
-Mogę wiedzieć
kogo konkretnie zabiłeś? - stanęłam na palcach, aby nasze oczy
były na tej samej wysokości, ale to nic nie dało, i tak była
dużo, dużo niższa..
-To nie są dla
mnie łatwe tematy, kiedy wiem, że ktoś dla mnie ważny, odszedł.
- głośno przełknął ślinę. - Hope.
-Tak, Harry?
-Przytul mnie,
przytul mnie mocno.
Poprosił, a ja nie
zaprzeczyłam, owinęłam wokół niego ręce, a kiedy mnie poczuł
jego również powędrowały na moje małe w stosunkowo do niego
ciało. Chwilę później poczułam jego oddech na swojej szyi, co
przyprawiło mnie o dreszcze, ale nie przerwałam tego całego
zajścia. On naprawdę nie wygląda na takiego kolesia.
Nie oceniajcie ludzi po wyglądzie,
bo daleko tak nie zajdziecie.
Postarajcie się
najpierw poznać tą osobę. Wysłuchajcie, co ma Ci do powiedzenia,
a potem osądzajcie.
-Hej, teraz ja mam
pytanie – jęknął w mój obojczyk
-A więc zatem,
pytaj.
-Po co Ci te
bransoletki? - wiedziałam, wiedziałam, zaraz zapadnę się pod
ziemię, jestem beznadziejna w kłamaniu, zawsze się potykam w
drodze.
-Mam siniaka, po
tym, jak spadłam z tej huśtawki, sam widziałeś jaka ze mnie
niezdara – zaśmiałam się, bijąc w myślach, przez kiepskie
kłamstwo, które właśnie wymyśliłam
-Mam Cię, -
oderwał się ode mnie, spoglądając mi w oczy – Wcześniej
mówiłaś, że uderzyłaś w szafkę nocną. - zmierzył mnie
wzrokiem – Hope McFight, nie umiesz kłamać – chwycił moją
lewą dłoń w swoją, zdejmując je, jedną po drugiej.
Próbowałam ją
wyrwać, oczywiście, że próbowałam, ale chwycił mnie z całej
siły, może nie z całej, ale na tyle mocno, abym nie była w stanie
wyrwać ręki. Serce zaczęło bić mi szybciej, miałam wrażanie
jakby chciało wyjść z mojego wnętrza i uciekać, schować się w
pokoju i nie wychodzić. Tu, za chwilę, wszystko się wyda. Czułam
zażenowanie, strach i niepokój. Dlaczego tak bardzo zależało mu
by się dowiedzieć co mi się stało. Dlaczego podstępem chciał
uzyskać prawdę.
Coraz mniej różnego
rodzaju wstążek zostawało na moim nadgarstku.
Coraz bardziej
miałam ochotę zniknąć.
Halo? GDZIE SĄ MOI WŁASNI
WRÓŻKOWIE CHRZESTNI, TIMMY TURNER, ODDAJ MI ICH NA CHWILĘ, JA TEŻ
MAM ŻYCZENIE!
Odrzuciłam głowę
w bok, nie chcąc tego oglądać. Mocno wciągnęłam powietrze
czując, że do oczu napływają mi łzy. Błądziłam wzrokiem
wszędzie, tylko nie po nim. Bałam się, gdzieś tam w środku bałam
się, że na mnie nakrzyczy, uderzy, nie wiem, byłam tak
zawstydzona, że miałam ochotę wyciągnąć z kieszeni czapkę
nie-witkę i wyjść z jego domu nie zostając zauważona.
Przeszedł mnie
dreszcz, kiedy poczułam jego palce, delikatnie gładzące moją
pokaleczoną skórę.
Naprawdę chciałam
kurwa wybiec z tego pieprzonego domu. Czułam się jak osoba chora
psychicznie. Wtuliłam twarz w swoje prawe ramię, jednocześnie
mocząc koszulkę łzami. W momencie kiedy podciągnęłam nosem,
poczułem jego gorące, pełne usta na pozostawionych kilka dni
wcześniej bliznach.
-Nie płacz –
złapał w dłoń mój policzek, nakazując abym na niego spojrzała.
Nie nie nie nie nie nie, za Chiny,
nie!
-Nie
rozumiem, dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc. Nie chcę zrobić Ci
nic złego. - pogładził mnie po plecach, dodając otuchy.
-Nie chcę żadnej
pieprzonej pomocy – splunęłam wyrywając z jego dłoni swoją. -
Oddaj mi bransoletki. - wyciągnęłam ku niemu drugą dłoń – No
oddaj mi je, kurwa. - krzyknęłam – Głuchy jesteś?! - popchnęłam
go na ścianę ocierając łzy, nawet nie mam pojęcia, kiedy się
rozpłakałam – Dziękuje, kurwa, wy wszyscy jesteście
popierdoleni, faceci to gówno. - krzyknęłam mu w twarz, a on ani
drgnął. Podbiegłam do drzwi, a wychodząc trzasnęłam nimi z
całej siły.
Kurwa, co. ja. zrobiłam.
~~~~~~
Joł. Dlaczego tak mało komentarzy :c
sie już nie podoba >>>>>>>>>>>>
Myślałam nad tym, żeby wziąć kogoś do współpracy {mrr}
do tego bloga, ale nie wiem co i jak
i czy by ktoś w ogóle chciaaaał
+ wpisujcie swoje @nazwy w informowanych, a nie........
/ kózka