sobota, 10 sierpnia 2013

Ósmy: Jestem pomyłką


       * Harry *

 
-Cz-czekaj, c-co Ty powiedziałeś? -podniosła wystraszona głowę, błądząc oczami po mojej załamanej twarzy
-Zabiłem. Dwie. Osoby. - wypowiedziałam wolno i wyraźnie robiąc dość duże przerwy między wyrazami
-Nie chodziło mi o to, powiedziałeś 'takie coś jak ja, nigdy nie powinno się urodzić' – spojrzała głęboko w moje oczy jednocześnie oblizując usta.
-Bo nie powinno – rzuciłem z obrzydzeniem wstając z wygodnego fotela aby podejść do okna.

Oparłem dłonie na parapecie patrząc w dal, nie miałem celu. Gapiłem się przed siebie, zatapiając wzrok w oddali. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że na tyłach domu jest pole. Zastanawia mnie jedno, dlaczego Hope zareagowała tak na moje słowa. Miałem rację, jestem tylko pomyłką i przez całe moje jebane życie, było mi to przypominane na każdym kroku. Nie było dnia, abym nie dowiedział się od kogoś, że jestem nic nie wartym gównem czy sukinsynem bez uczuć. Tak, jestem facetem, tak, mam dwadzieścia lat, ale płakałem, płaczę i zapewne jeszcze będę. Tak, chłopaki też ryczą, po nocach i w dzień. Nasza płeć wcale nie jest silniejsza emocjonalnie, to jakieś popierdolone mity. Kto powiedział, że mężczyzna ma być twardy, odporny na każdy ból i odpowiedzialny? 

Proszę was.. 

W dzisiejszych czasach, coraz mniej facetów przyznaje się do tego, że zdarzyło im się popłakać. Prędzej czy później każdy musi się porządnie wyryczeć. To jest normalna czynność i nie ma się czego wstydzić.
Czułem napływ słonej substancji do oczu. Mrugałem coraz szybciej, aby nie doprowadzić do urojenia chociażby jednej łzy, nie chciałem, aby Śliczna zauważyła.. Przeniosłem ciężar na lewą nogę, głośno zaczerpując powietrza. Usłyszałem szelest, a chwilę po tym, poczułem parę malutkich rąk obejmujących mnie od tyłu w pasie.

Hope. Śliczna, opiekuńcza Hope.

Nawet nie próbowałem się ruszyć, pochylić, cokolwiek, byle jej nie spłoszyć. Przytuliła policzek do moich pleców, jednocześnie machając dłońmi po moim torsie. Delikatnie i wolno, bez żadnego podtekstu. Mam szczęście, że ją poznałem. Jest niesamowita. Nigdy nie zdarzyło mi się polubić kogoś w tak krótkim czasie.

-Dlaczego tak powiedziałeś. - Odezwała się po chwili ciszy. Jej głos był nieco stłumiony, ponieważ mówiła chowając twarz z moją koszulkę, ale to było nawet słodkie i przyjemne uczucie kiedy czułem jej usta na swoich spiętych plecach.
-Jaa.. Hope... przepraszam – poczułem, że wzdrygnęła się na wypowiedziane przeze mnie jej imię, więc bez namysłu przeprosiłem, całkiem zapomniałem o tym, co mówiła wcześniej, jestem głupi.
-W porządku – uśmiechnęła się opierając o mnie drugą stroną policzka.
-Narobiłem masę problemów, przez co wiele osób miało nieprzyjemności. To nie powinno się zdarzyć. - Nagle nabrałem wewnętrznej odwagi, obróciłem się przodem do blondynki splatając nasze palce razem. Jedność. - Posłuchaj, - posadziłem ją na parapecie przede mną, teraz byliśmy na równej wysokości, doskonale widziałem jej ciemne, granatowe świecące oczy, które wręcz błagały o nowe informacje. - Powiedzmy, że mam sporo za uszami.. -rozchyliłem jej kolana, aby wejść pomiędzy je. Opierając dłonie na jej udach, kontynuowałem. - Wywalali mnie ze szkoły z cztery, pięć razy.. nie wiem, przestałem liczyć po trzecim – zaśmiałem się sam do siebie
-Śmieszy Cię to? - przerwała mi, marszcząc czoło
-Tak, z biegiem czasu, tak. - byłem z nią teraz blisko, bardzo. Praktycznie mówiłem w jej usta.
-Mo-mogę Cię o coś zapytać? - nie odrywała ode mnie oczu, a jej głos drżał.
-Śmiało.
-Czy Ty skończyłeś szkołę?
-Tylko gimnazjum. Teraz żałuję, ale na co komu matematyka czy chemia, patrz, nie umiem nic z tego a radzę sobie całkiem nieźle, przynajmniej teraz. Pierwszy raz wydalili mnie za opuszczanie zajęć. Czyli norma, ale w tym nie znałem umiaru. Znaczy, byłem mały, nie wiedziałem co i jak. To było wtedy, kiedy moja matka tak po prostu – zniknęła. Nie wychodziłem z domu, nie chodziłem na zajęcia, w końcu się mną zajęli, trafiłem do tego popierdolonego miejsca i się ogarnąłem. Wszystko co najgorsze i najbardziej zjebane w moim życiu, zaczęło się kiedy odebrała mnie moja ciotka. - zwilżyłem usta, poprzez oblizanie ich – w wieku 16 lat, wyjebali mnie ze szkoły z pięć razy. I ja.. ja byłem z tego dumny, bardzo dumny.
-Co takiego robiłeś? - spytała unikając kontaktu wzrokowego, zdjęła moje dłonie z ud i zaczęła się nimi bawić po czym dokładnie je obejrzała, zabawne.
-Za pierwszym razem, było to za bójki, podobnie jak w drugim i trzecim przypadku. Rzucałem się z pięściami na każdego, kto krzywo na mnie spojrzał. Za czwartym do tego wszystkiego doszła trawka. Handlowałem nią w szkołach. Wplątałem się w złe towarzystwo. Wykorzystali mnie w celach interesów tylko i wyłącznie na ich korzyść. Byłem młody, niedoświadczony. Dyrektor złapał mnie na gorącym uczynku. - przeczesałem palcami włosy, zasysając usta.
-Co było potem? - założyła kosmyk włosów za ucho, bacznie mi się przyglądając
-Wyjechaliśmy z miasta, aż w końcu znalazłem się tu – rozmarzyłem się - Niagara-on-the-Lake – szepnąłem do siebie, wyrywając się z transu – Tak, tutaj też mnie wywalili. Zaszedłem do szkoły na haju. Rozpoznali, że jestem pod wpływem marihuany. Znali moje wcześniejsze wybryki, więc wyjebali mnie zbity pysk, ale moja ciotka przekonała ich, aby pozwolili mi skończyć gimnazjum tutaj, bo do końca roku szkolnego zostało wtedy jakoś kilka tygodni. Dzięki niej jestem tutaj, podejrzewam, że sam zaćpałbym się na śmierć.
-Dalej sprzedajesz? To znaczy, jesteś dilerem? - spytała pochylając głowę
-N-nie, wyszedłem z tego, ale nadal ją mam, trzymam w domu, zażywam, ale mam umiar, biorę, kiedy potrzebuję. - broń się Styles, broń się
-Rozumiem. Harry?
-Mhm?
-Pokażesz mi gdzie masz toaletę? Potrzebowałabym skorzystać – spojrzała na mnie i mam wrażenie, że w myślach jebnęła się w głowę mówiąc facepalm.


    * Hope *
Zeskoczyłam z parapetu prawie lądując na ziemi. Jestem taka umiejętna.. Udałam się za nim w stronę łazienki. Serio musiałam, wstrzymywałam od początku naszej rozmowy, ale nie chciałam przerwać momentu, kiedy tak się przede mną otworzył. Kiedy mi tak wszystko mówił, poczułam się ważna. To co robił, nie było najmądrzejsze, ale nie można też powiedzieć, że to była całkiem jego wina. Straciłam rodziców, tak jak i on, wiem przez co przechodził. Nie mam mu tego za złe, ale trochę się zagalopował. Otwarłam wskazane przez niego drzwi, pierwsze co dostrzegły moje oczy, to jacuzzi. Wielkie, wielgaśne jacuzzi na środku pomieszczenia. Jego toaleta była wielkości stołówki w sierocińcu. Podchodząc do lustra ujrzałam swoją twarz. Wyglądałam gorzej, niż myślałam. Poprawiłam włosy, zrobiłam co musiałam i wyszłam.

-Ty, Ty, Ty, Ty, masz jacuzzi! Dlaczego nic nie mówiłeś, Jezu, zawsze takie chciałam.- podbiegłam do niego – Proszę, proszę, proszę, prooooszęęę, ja tam chce – podskoczyłam kilka razy, na co objął mnie tali, abym się uspokoiła.
-Może następnym razem – posłał mi ciepły uśmiech, wcale nie zdejmując ze mnie rąk.
-Wcześniej, powiedziałeś mi, że..
-Że?
-Ze zabiłeś dwie osoby.
-Tak, tak właśnie powiedziałem – odgarnął z mojej twarzy włosy, gładząc policzek, delikatnie się odsunęłam. -Przepraszam.
-Mogę wiedzieć kogo konkretnie zabiłeś? - stanęłam na palcach, aby nasze oczy były na tej samej wysokości, ale to nic nie dało, i tak była dużo, dużo niższa..
-To nie są dla mnie łatwe tematy, kiedy wiem, że ktoś dla mnie ważny, odszedł. - głośno przełknął ślinę. - Hope.
-Tak, Harry?
-Przytul mnie, przytul mnie mocno.

Poprosił, a ja nie zaprzeczyłam, owinęłam wokół niego ręce, a kiedy mnie poczuł jego również powędrowały na moje małe w stosunkowo do niego ciało. Chwilę później poczułam jego oddech na swojej szyi, co przyprawiło mnie o dreszcze, ale nie przerwałam tego całego zajścia. On naprawdę nie wygląda na takiego kolesia.

Nie oceniajcie ludzi po wyglądzie, bo daleko tak nie zajdziecie.

Postarajcie się najpierw poznać tą osobę. Wysłuchajcie, co ma Ci do powiedzenia, a potem osądzajcie.

-Hej, teraz ja mam pytanie – jęknął w mój obojczyk
-A więc zatem, pytaj.
-Po co Ci te bransoletki? - wiedziałam, wiedziałam, zaraz zapadnę się pod ziemię, jestem beznadziejna w kłamaniu, zawsze się potykam w drodze.
-Mam siniaka, po tym, jak spadłam z tej huśtawki, sam widziałeś jaka ze mnie niezdara – zaśmiałam się, bijąc w myślach, przez kiepskie kłamstwo, które właśnie wymyśliłam
-Mam Cię, - oderwał się ode mnie, spoglądając mi w oczy – Wcześniej mówiłaś, że uderzyłaś w szafkę nocną. - zmierzył mnie wzrokiem – Hope McFight, nie umiesz kłamać – chwycił moją lewą dłoń w swoją, zdejmując je, jedną po drugiej.


Próbowałam ją wyrwać, oczywiście, że próbowałam, ale chwycił mnie z całej siły, może nie z całej, ale na tyle mocno, abym nie była w stanie wyrwać ręki. Serce zaczęło bić mi szybciej, miałam wrażanie jakby chciało wyjść z mojego wnętrza i uciekać, schować się w pokoju i nie wychodzić. Tu, za chwilę, wszystko się wyda. Czułam zażenowanie, strach i niepokój. Dlaczego tak bardzo zależało mu by się dowiedzieć co mi się stało. Dlaczego podstępem chciał uzyskać prawdę.

Coraz mniej różnego rodzaju wstążek zostawało na moim nadgarstku.
Coraz bardziej miałam ochotę zniknąć.

Halo? GDZIE SĄ MOI WŁASNI WRÓŻKOWIE CHRZESTNI, TIMMY TURNER, ODDAJ MI ICH NA CHWILĘ, JA TEŻ MAM ŻYCZENIE!

Odrzuciłam głowę w bok, nie chcąc tego oglądać. Mocno wciągnęłam powietrze czując, że do oczu napływają mi łzy. Błądziłam wzrokiem wszędzie, tylko nie po nim. Bałam się, gdzieś tam w środku bałam się, że na mnie nakrzyczy, uderzy, nie wiem, byłam tak zawstydzona, że miałam ochotę wyciągnąć z kieszeni czapkę nie-witkę i wyjść z jego domu nie zostając zauważona.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułam jego palce, delikatnie gładzące moją pokaleczoną skórę.
Naprawdę chciałam kurwa wybiec z tego pieprzonego domu. Czułam się jak osoba chora psychicznie. Wtuliłam twarz w swoje prawe ramię, jednocześnie mocząc koszulkę łzami. W momencie kiedy podciągnęłam nosem, poczułem jego gorące, pełne usta na pozostawionych kilka dni wcześniej bliznach.

-Nie płacz – złapał w dłoń mój policzek, nakazując abym na niego spojrzała.

Nie nie nie nie nie nie, za Chiny, nie!

-Nie rozumiem, dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc. Nie chcę zrobić Ci nic złego. - pogładził mnie po plecach, dodając otuchy.
-Nie chcę żadnej pieprzonej pomocy – splunęłam wyrywając z jego dłoni swoją. - Oddaj mi bransoletki. - wyciągnęłam ku niemu drugą dłoń – No oddaj mi je, kurwa. - krzyknęłam – Głuchy jesteś?! - popchnęłam go na ścianę ocierając łzy, nawet nie mam pojęcia, kiedy się rozpłakałam – Dziękuje, kurwa, wy wszyscy jesteście popierdoleni, faceci to gówno. - krzyknęłam mu w twarz, a on ani drgnął. Podbiegłam do drzwi, a wychodząc trzasnęłam nimi z całej siły.


Kurwa, co. ja. zrobiłam. 



~~~~~~
 Joł. Dlaczego tak mało komentarzy :c
sie już nie podoba >>>>>>>>>>>>
Myślałam nad tym, żeby wziąć kogoś do współpracy {mrr} 
do tego bloga, ale nie wiem co i jak
i czy by ktoś w ogóle chciaaaał
+ wpisujcie swoje @nazwy w informowanych,  a nie........
/ kózka 

piątek, 2 sierpnia 2013

Siódmy: Morderca

* Hope *

-Czy Cię naprawdę popierdoliło!? - krzyknęłam nie zważając na to, że mogłam go urazić. Wybiegłam na dwór tak jak byłam, w piżamie, było jasno, dość wcześnie i chłodno. - Jest czwarta rano, trzecia, piąta, co za różnica. - wyrzuciłam siebie poddenerwowana, pocierając lewą dłonią czoło


Znów dzielił nas płot. Trzęsłam się z zimna, on zaś raczej ze strachu, to znaczy wiercił się, opierał ciężar ciała to na prawą, to na lewą nogę. Co właściwie takiego zrobił, że to taki pilne?
Bałam się, zdecydowanie zbyt często się boję, ale to jest silniejsze ode mnie. Błądził oczami po moim ciele. Zastanawiałam się jak głupio musiałam wyglądać. Sterczące włosy, dziecinna piżama, 

Wyglądaliśmy jak Piękna i Bestia, przy czym jak byłam Bestią, jak zawsze.
 
Miał na sobie szare dresy i niebieską obcisłą bokserkę, która doskonale ukazywała jego wyćwiczone mięśnie, a na jego szyi spoczywał naszyjnik, nie przyglądałam mu się za bardzo, ale było chyba jakieś serce, coś w tym stylu.

-On nie żyje, rozumiesz? - spojrzał mi w oczy, oblizując usta, tak bardzo nie chciałam utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego, a on, jak na złość wbijał we mnie swoje wielkie błyszczące oczy.
-Kto nie żyje? - uspokoiłam się trochę, coś w środku podpowiadał mi, że mówił o Draku, ale wolałam się upewnić.
-Santiago kurwa, Santiago, jaa ja, ja nie wiem, kurwa, ale on nie żyje – ściszył głos podchodząc bliżej, on był z tego dumny, dumny z tego, że zabił, o ile oczywiście mówił prawdę, okej, prawdę mówiąc, ja też się ucieszyłam.
-Coś Ty kurwa zrobił! - krzyknęłam tak głośno, ja tylko potrafiłam. Szarpnęłam płotem, na co się odsunął -Myślałam, że jesteś normalny, a Ty robisz TO w tej chwili? Akurat teraz? Naprawdę?
Mam już dość tego całego gówna. - nie chcę dać po sobie poznać, że pochwalam jego zachowanie.
-Przecież nie wbiłem mu noża w serce, uspokój się – próbował się usprawiedliwić. - Z resztą, należało się gnojowi. Jesteś aż tak głupia? Wiesz co on tak w ogóle robił?! Wiesz kurwa?
Nie było nikogo, powtarzam NIKOGO, kto by się postawił, pomógł, cokolwiek. Każdy bał się o swoją dupę i tylko o nią się martwił. Chęci do tego co zrobiłem, miał każdy, ale nie odwagi. - Stał w miejscu, nie ruszał się, patrzał, a jego jabłko Adama poruszało się w górę i w dół w tempie błyskawicznym kiedy już skończył mówić.
-Dlaczego to zrobiłeś, teraz będziesz miał kłopoty.. Harry..
-Nawet jeśli bym Ci chciał powiedzieć, to myślisz, że to jest dobre miejsce na takie zwierzenia?
Nie, to nie jest ani dobry czas, ani miejsce, ani nic. - syknął
-Co zrobisz, jak pójdziesz do więzienia, boję się – odchyliłam głowę do tyłu, głęboko oddychając – boję się o Ciebie.
-Dam sobie radę, zawsze daję – gardłowo się zaśmiał – ale lubię Cię, a to, że nie znamy się jeszcze – w tym momencie zmierzył mnie wzorkiem – aż tak dobrze, dodaje mi jakąś tam odwagę, żeby wyrzucić to z siebie. Muszę się szybko przebrać, rozumiesz – wskazał na swoją podartą koszulkę i brudne dresy.
-Co będzie jak Cię złapią – rzuciłam po chwili tępo patrząc w ziemię
-Wszystko da się naprawić, wiesz? Wracaj już do siebie, po dziesiątej spotkamy się przy tamtej – wskazał palcem - ławce, okej?
-Jasne, będę czekać, ale Harry..
-Umh? - wdał z siebie dość dziwny dźwięk i stanął jak modelka, opierając ręce na biodrach
-Uważaj na siebie – ciepło odpowiedziałam z uśmiechem cofając się w tył

Tylko uniósł kąciki ust, nie odpowiedział, nie pokiwał głową. Teraz nie wiem, to znaczyło, że będzie ostrożny czy że usłyszał ale nie nie obiecuje.
Okej, to było dziwne, bardzo dziwne.. Nic nie rozumiałam. ZABIĆ to takie.. mocne zadanie, trzeba mieć powód, żeby się udać do takiego czynu.
Nie jestem psychologiem i nie zamierzam być, ale on nie wygląda na idiotę. Wręcz przeciwnie, wydaje się być odważny, ale mądry. Nie chodzi o to, że zazwyczaj osoby mądre są głupie, ale większość robi coś, aby zaimponować innym. Nie sądzę, że potrafiłby odebrać życie komuś, kto zrobił mi krzywdę. 
Jestem nikim w stosunku do niego, 'jeszcze' jak to powiedział sam Styles. W każdym bądź razie ja nie jestem gotowa na coś nowego, na jakieś zbliżenia.. Chcę już się z nim spotkać, wszystko we mnie się gotowało, żołądek skręcał a serce biło mocniej niż kiedykolwiek, chyba. 

Ostatnio niczego nie jestem w stu procentach pewna. 

Zabił człowieka, człowieka skurwiela, ale w sądzie nie będą na to zwracać uwagi. Posadzą go na dwadzieścia pięć lat, a ja nic nie będę mogła zrobić. Boże, jak się z tym cholernie źle czuję. 
A jak on mi powie, że to dla mnie?
Żeby już nic mi nie zrobił?
Myślałam, że to z tą wycieczką było na serio, a on odpierdolił taki numer. Nie spodziewałam się tego. To 'zaufaj mi' niech sobie w dupę wsadzi. Macie przykład,

ludzie to kłamliwe kurwy.

Ja pierdole, ja mu naprawdę zaufałam, i co z tego mam? GÓWNO, NIC, NIC NIE MAM. Nie znam go a martwię się, co ze mną nie tak? Czuję się jak taka idiotka, ale go lubię, może i nawet coraz bardziej, ale teraz on wszystko spierdolił.


* Harry *

Może i nie dawałem po sobie poznać tego całego strachu i zmieszania, ale bałem się, w chuj mocno.
Nie dostanę upomnienia za zabójstwo. Nie było mi go szkoda, wiem, że zjebałem po całości. Teraz kiedy Hope miała wychodzić z tego debilnego miejsca, chciałem się nią zająć, oni nie mogą mnie teraz zamknąć, ale jeśli to zrobią, to tylko i wyłączenie z mojej winy.

Mam talent do rozpierdalania, urodziłem się, i to już był błąd

Miałem w głowie milion pomysłów co jej powiedzieć, ale ani jednego jak zacząć. Co jeśli ona się wystraszy i ucieknie, nie będzie chciała mnie znać, albo pomyśli, że zrobię z nią to samo. Chodziłem po domu w tą i z powrotem. Przebrałem się w czyste ubrania. Krótkie spodenki opinały mi się na.. nie ważne, po prostu było ciasno, a na ramionach spoczywała moja ulubiona bluzka od cioci, bało fioletowa w groszki. Taka trochę pedalska, ale mimo to moja ulubiona. Kiedy zakładałem ja na miasto, ludzie patrzeli i wytykali palcami plotkując, że na sto procent muszę być gejem.

Pierdolone stereotypy.

Teraz kiedy na zegarze jest już wpół do dziewiątej już sam nie wiem czy chce jej wszystko opowiedzieć, czy nie. Może od razu spytam też czy nie chciałaby się do mnie wprowadzić, 

ryzyk-fizyk. 
 
Zobaczę jak zareaguje na to co jej powiem. Przecież to nie może być takie trudne. Kurwa ale z drugiej strony nie chcę jej stracić, jeszcze jej nawet nie mam a już mam to wszystko skreślić?
NIE MA MOWY. 
Czas leci jak szalony, nie mam pojęcia kiedy przeleciała ta godzina. To już, muszę iść, zacząć to. Zakluczyłem dom i wyruszyłem w stronę sierocińca. Znowu było gorąco, pot spływał po moim czole. Nienawidzę lata. Przeczesałem rękę włosy i udałem się w stronę ławki.

~*~

-Musi Ci być smutno, samemu w takim domu.. - spojrzała na mnie mrużąc oczy, prawie przez całą drogę milczeliśmy, bałem się cokolwiek powiedzieć, żeby nie pogrążyć się jeszcze bardziej.
-Czasem, ale nie jest źle, chociaż przydałoby się jakieś towarzystwo – znacząco podkreśliłem ostatnie słowo
-Um, no okej, więc? Teraz mi powiesz?

Chwyciłem ją za rękę, lekko się wzdrygnęła i zaraz szybko ją zabrała, ale zrozumiała, że chciałem ja tylko poprowadzić za mną. Śliczna jest, zauważyłem też, że nie pomalowała się, ani trochę.
Włosy miała związane w idealnego kucyka, ubrana była w krótkie spodenki, które nie odsłaniały połowy tyłka jak u większości hot trzynastek chcących zaimponować starszym chłopakom. Szczerze, miałem niezły ubaw, widząc takie na ulicy. Zwróciłem też uwagę na jej nadgarstki. Tym razem nie miała bluzki z długim rękawem, która by je zasłaniała. Dokładnie je 'zbadałem'. Jeden nie był zaczerwieniony, ale drugi, nic nie widziałem. Zaplątała na nim chyba z dwadzieścia bransoletek. Czyli sznury można już wykluczyć, jeśliby to było to o czym myślałem wcześniej, obydwa nadgarstki miałaby pokaleczone. Znów układałem w głowie potencjalny scenariusz, nic się nie trzymało razem.

Wszystko zaczynam od dupy strony.

To jest w końcu dziewczyna, zawsze uczyli mnie, że one szybko się płoszą, wystarczy jeden fałszywy ruch, a one po prostu uciekają. Tutaj i w tym momencie się bałem. Ja właśnie zrobiłem taki ruch. Popełniłem błąd. Okłamałem ją z tą wycieczką. Dobra, teraz widzę, że to nie było najlepsze rozwiązanie, ale nie myślałem wtedy o tym, chciałem tylko, żeby zasnęła spokojna.
Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby posunąć się aż do tego stopnia. 

Ale co się stało, się nieodstanie, ta, tego też mnie uczyli. 

Nigdy nie było w moim życiu kogoś, kto by mnie nauczył po prostu 'jak żyć'. Do domu dziecka trafiłem gdy miałem dwanaście lat, siedziałem tam aż to szesnastki, aż w końcu moja szanowna wielce kochająca ciotka sobie o mnie przypomniała. Te cztery lata wspominam jako najgorsze w życiu. To było jakieś piekło, ale pozbierałem się. Później znowu zaczęło się walić. Trzy lata minęły a moje życie, cóż, znowu pokazało się z jak najlepszej strony. Ayana powiesiła się w dniu moich dziewiętnastych urodzin, miała tylko nieco ponad czterdzieści pięć lat, była siostrą mojego ojca. Nie wiem co to miało znaczyć jej samobójstwo, ale od tamtego czasu jestem sam, jak palec.  
Można by powiedzieć, że boję się społeczeństwa. Kręci się tu coraz więcej psycholi i dresów, uważających się za pępek świata, wyjdziesz na ulicę w spodniach nie w tym kolorze który lubi a on spojrzy na Ciebie, jakby chciał Ci wpierdolić, a później już sam nie wiesz, czy się śmiać, czy płakać.

-To ten, zamierzasz mi dzisiaj coś powiedzieć, czy będziesz tak się gapił w tą ścianę.. - szepnęła jakby się bała odezwać, szybko przetarłem oczy wracając do rzeczywistości.
-Tak, już, chwila, przepraszam, zamyśliłem się. - jestem idiotą
-Jeśli nie chcesz, nie musisz mi nic mówić, możemy tak po prostu posiedzieć na tych twardych krzesłach w kuchni, nic nie mówię, jest tu ładnie i w ogóle, ale zaczyna mnie boleć dupa – ściszyła na końcu głos, a ja się tylko zaśmiałem
-Dobra rozumiem że chcesz iść gdzie indziej, wejdź po schodach i skręć w lewo – przeczesałem włosy – a nie, w prawo, tam będzie pokój z fotelami, miękkimi – podkreśliłem – zaczekaj tam na mnie.

Wstała i odeszła, oparłem łokcie na kuchenny blat i czułem że nie dam rady. Nie mogłem tu długo siedzieć, pomyśli, że ją olewam i stracę ją całkiem. Zabrałem z górnej półki słone paluszki, i dwie puszki, jedną piwa, drugą coli. Ustawiłem swoje siedzenie naprzeciwko jej, stawiając obok stolik, a na nim to co ze sobą zabrałem. Wbijała swój wzrok w palce, bawiąc się nimi. Znów była taka bezbronna. Śliczna.

-Kiedy miałem dwanaście lat, zmarł mój ojciec. W wypadku. Był jednym z ambasadorów UNICEF.
Wracali samolotem do Miami i szlag ich trafił. Nikt nic nie wie, do teraz. Zaginęli na ternie trójkąta bermudzkiego, było z nim wiele osób, tyle ludzi... Mówią, że to kolejny tragiczny przypadek, że ten obszar jest nawiedzony. Wracali z Afryki i nad Atlantykiem coś jebnęło. Nie sprawdzą tego, nie ma szans. - przerwałem na chwilę by otworzyć piwo i podać jej colę, wziąłem łyka po czym zacząłem dalej – Moja matka- Emma załamała się totalnie. Zaczęła pić, nie zwracała na mnie uwagi. Miałem dwanaście lat, okej, ale nie umiałem się sobą zająć. Któregoś dnia obudziłam się a jej nie było. Przestałem chodzić do szkoły. W końcu się zainteresowali co jest, wszystko wyszło na jaw, a moja mama nie wróciła, do dziś, nie wiem czy żyje, gdzie jest co robi. Mam jej za złe, że mnie zostawiła i nigdy jej tego nie wybaczę, no a później kiedy już miałem szesnastkę zjawiła się moja ciocia, siostra mojego ojca i zabrała mnie tu, do siebie. Pewnie myślisz dlaczego jej nie ma, popełniła samobójstwo. Jak każdy miała i dobrą i złą stronę. Dała mi to wszystko, a ja pokazałem tylko co potrafię – otarłem oczy, poczułem że powoli zaczynają wypływać z nich łzy
-Hej, dobra, już. Okej, nie musisz mi nic mówić, już wystarczy – spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem, chwytając moje wielkie dłonie w swoje malutkie, ciepłe rączki.
-Chcę żebyś wszystko wiedziała, nie chcę Cię okłamywać tak jak robiłem to dotychczas z innymi.. Ja jestem chyba mordercą, takie coś jak ja, nigdy nie powinno się urodzić. Zabiłem dwie osoby, teraz będzie kolej na mnie. 


~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że tak późno .-.
Ponad 50 komentarzy #FUCKYEAH