sobota, 10 sierpnia 2013

Ósmy: Jestem pomyłką


       * Harry *

 
-Cz-czekaj, c-co Ty powiedziałeś? -podniosła wystraszona głowę, błądząc oczami po mojej załamanej twarzy
-Zabiłem. Dwie. Osoby. - wypowiedziałam wolno i wyraźnie robiąc dość duże przerwy między wyrazami
-Nie chodziło mi o to, powiedziałeś 'takie coś jak ja, nigdy nie powinno się urodzić' – spojrzała głęboko w moje oczy jednocześnie oblizując usta.
-Bo nie powinno – rzuciłem z obrzydzeniem wstając z wygodnego fotela aby podejść do okna.

Oparłem dłonie na parapecie patrząc w dal, nie miałem celu. Gapiłem się przed siebie, zatapiając wzrok w oddali. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że na tyłach domu jest pole. Zastanawia mnie jedno, dlaczego Hope zareagowała tak na moje słowa. Miałem rację, jestem tylko pomyłką i przez całe moje jebane życie, było mi to przypominane na każdym kroku. Nie było dnia, abym nie dowiedział się od kogoś, że jestem nic nie wartym gównem czy sukinsynem bez uczuć. Tak, jestem facetem, tak, mam dwadzieścia lat, ale płakałem, płaczę i zapewne jeszcze będę. Tak, chłopaki też ryczą, po nocach i w dzień. Nasza płeć wcale nie jest silniejsza emocjonalnie, to jakieś popierdolone mity. Kto powiedział, że mężczyzna ma być twardy, odporny na każdy ból i odpowiedzialny? 

Proszę was.. 

W dzisiejszych czasach, coraz mniej facetów przyznaje się do tego, że zdarzyło im się popłakać. Prędzej czy później każdy musi się porządnie wyryczeć. To jest normalna czynność i nie ma się czego wstydzić.
Czułem napływ słonej substancji do oczu. Mrugałem coraz szybciej, aby nie doprowadzić do urojenia chociażby jednej łzy, nie chciałem, aby Śliczna zauważyła.. Przeniosłem ciężar na lewą nogę, głośno zaczerpując powietrza. Usłyszałem szelest, a chwilę po tym, poczułem parę malutkich rąk obejmujących mnie od tyłu w pasie.

Hope. Śliczna, opiekuńcza Hope.

Nawet nie próbowałem się ruszyć, pochylić, cokolwiek, byle jej nie spłoszyć. Przytuliła policzek do moich pleców, jednocześnie machając dłońmi po moim torsie. Delikatnie i wolno, bez żadnego podtekstu. Mam szczęście, że ją poznałem. Jest niesamowita. Nigdy nie zdarzyło mi się polubić kogoś w tak krótkim czasie.

-Dlaczego tak powiedziałeś. - Odezwała się po chwili ciszy. Jej głos był nieco stłumiony, ponieważ mówiła chowając twarz z moją koszulkę, ale to było nawet słodkie i przyjemne uczucie kiedy czułem jej usta na swoich spiętych plecach.
-Jaa.. Hope... przepraszam – poczułem, że wzdrygnęła się na wypowiedziane przeze mnie jej imię, więc bez namysłu przeprosiłem, całkiem zapomniałem o tym, co mówiła wcześniej, jestem głupi.
-W porządku – uśmiechnęła się opierając o mnie drugą stroną policzka.
-Narobiłem masę problemów, przez co wiele osób miało nieprzyjemności. To nie powinno się zdarzyć. - Nagle nabrałem wewnętrznej odwagi, obróciłem się przodem do blondynki splatając nasze palce razem. Jedność. - Posłuchaj, - posadziłem ją na parapecie przede mną, teraz byliśmy na równej wysokości, doskonale widziałem jej ciemne, granatowe świecące oczy, które wręcz błagały o nowe informacje. - Powiedzmy, że mam sporo za uszami.. -rozchyliłem jej kolana, aby wejść pomiędzy je. Opierając dłonie na jej udach, kontynuowałem. - Wywalali mnie ze szkoły z cztery, pięć razy.. nie wiem, przestałem liczyć po trzecim – zaśmiałem się sam do siebie
-Śmieszy Cię to? - przerwała mi, marszcząc czoło
-Tak, z biegiem czasu, tak. - byłem z nią teraz blisko, bardzo. Praktycznie mówiłem w jej usta.
-Mo-mogę Cię o coś zapytać? - nie odrywała ode mnie oczu, a jej głos drżał.
-Śmiało.
-Czy Ty skończyłeś szkołę?
-Tylko gimnazjum. Teraz żałuję, ale na co komu matematyka czy chemia, patrz, nie umiem nic z tego a radzę sobie całkiem nieźle, przynajmniej teraz. Pierwszy raz wydalili mnie za opuszczanie zajęć. Czyli norma, ale w tym nie znałem umiaru. Znaczy, byłem mały, nie wiedziałem co i jak. To było wtedy, kiedy moja matka tak po prostu – zniknęła. Nie wychodziłem z domu, nie chodziłem na zajęcia, w końcu się mną zajęli, trafiłem do tego popierdolonego miejsca i się ogarnąłem. Wszystko co najgorsze i najbardziej zjebane w moim życiu, zaczęło się kiedy odebrała mnie moja ciotka. - zwilżyłem usta, poprzez oblizanie ich – w wieku 16 lat, wyjebali mnie ze szkoły z pięć razy. I ja.. ja byłem z tego dumny, bardzo dumny.
-Co takiego robiłeś? - spytała unikając kontaktu wzrokowego, zdjęła moje dłonie z ud i zaczęła się nimi bawić po czym dokładnie je obejrzała, zabawne.
-Za pierwszym razem, było to za bójki, podobnie jak w drugim i trzecim przypadku. Rzucałem się z pięściami na każdego, kto krzywo na mnie spojrzał. Za czwartym do tego wszystkiego doszła trawka. Handlowałem nią w szkołach. Wplątałem się w złe towarzystwo. Wykorzystali mnie w celach interesów tylko i wyłącznie na ich korzyść. Byłem młody, niedoświadczony. Dyrektor złapał mnie na gorącym uczynku. - przeczesałem palcami włosy, zasysając usta.
-Co było potem? - założyła kosmyk włosów za ucho, bacznie mi się przyglądając
-Wyjechaliśmy z miasta, aż w końcu znalazłem się tu – rozmarzyłem się - Niagara-on-the-Lake – szepnąłem do siebie, wyrywając się z transu – Tak, tutaj też mnie wywalili. Zaszedłem do szkoły na haju. Rozpoznali, że jestem pod wpływem marihuany. Znali moje wcześniejsze wybryki, więc wyjebali mnie zbity pysk, ale moja ciotka przekonała ich, aby pozwolili mi skończyć gimnazjum tutaj, bo do końca roku szkolnego zostało wtedy jakoś kilka tygodni. Dzięki niej jestem tutaj, podejrzewam, że sam zaćpałbym się na śmierć.
-Dalej sprzedajesz? To znaczy, jesteś dilerem? - spytała pochylając głowę
-N-nie, wyszedłem z tego, ale nadal ją mam, trzymam w domu, zażywam, ale mam umiar, biorę, kiedy potrzebuję. - broń się Styles, broń się
-Rozumiem. Harry?
-Mhm?
-Pokażesz mi gdzie masz toaletę? Potrzebowałabym skorzystać – spojrzała na mnie i mam wrażenie, że w myślach jebnęła się w głowę mówiąc facepalm.


    * Hope *
Zeskoczyłam z parapetu prawie lądując na ziemi. Jestem taka umiejętna.. Udałam się za nim w stronę łazienki. Serio musiałam, wstrzymywałam od początku naszej rozmowy, ale nie chciałam przerwać momentu, kiedy tak się przede mną otworzył. Kiedy mi tak wszystko mówił, poczułam się ważna. To co robił, nie było najmądrzejsze, ale nie można też powiedzieć, że to była całkiem jego wina. Straciłam rodziców, tak jak i on, wiem przez co przechodził. Nie mam mu tego za złe, ale trochę się zagalopował. Otwarłam wskazane przez niego drzwi, pierwsze co dostrzegły moje oczy, to jacuzzi. Wielkie, wielgaśne jacuzzi na środku pomieszczenia. Jego toaleta była wielkości stołówki w sierocińcu. Podchodząc do lustra ujrzałam swoją twarz. Wyglądałam gorzej, niż myślałam. Poprawiłam włosy, zrobiłam co musiałam i wyszłam.

-Ty, Ty, Ty, Ty, masz jacuzzi! Dlaczego nic nie mówiłeś, Jezu, zawsze takie chciałam.- podbiegłam do niego – Proszę, proszę, proszę, prooooszęęę, ja tam chce – podskoczyłam kilka razy, na co objął mnie tali, abym się uspokoiła.
-Może następnym razem – posłał mi ciepły uśmiech, wcale nie zdejmując ze mnie rąk.
-Wcześniej, powiedziałeś mi, że..
-Że?
-Ze zabiłeś dwie osoby.
-Tak, tak właśnie powiedziałem – odgarnął z mojej twarzy włosy, gładząc policzek, delikatnie się odsunęłam. -Przepraszam.
-Mogę wiedzieć kogo konkretnie zabiłeś? - stanęłam na palcach, aby nasze oczy były na tej samej wysokości, ale to nic nie dało, i tak była dużo, dużo niższa..
-To nie są dla mnie łatwe tematy, kiedy wiem, że ktoś dla mnie ważny, odszedł. - głośno przełknął ślinę. - Hope.
-Tak, Harry?
-Przytul mnie, przytul mnie mocno.

Poprosił, a ja nie zaprzeczyłam, owinęłam wokół niego ręce, a kiedy mnie poczuł jego również powędrowały na moje małe w stosunkowo do niego ciało. Chwilę później poczułam jego oddech na swojej szyi, co przyprawiło mnie o dreszcze, ale nie przerwałam tego całego zajścia. On naprawdę nie wygląda na takiego kolesia.

Nie oceniajcie ludzi po wyglądzie, bo daleko tak nie zajdziecie.

Postarajcie się najpierw poznać tą osobę. Wysłuchajcie, co ma Ci do powiedzenia, a potem osądzajcie.

-Hej, teraz ja mam pytanie – jęknął w mój obojczyk
-A więc zatem, pytaj.
-Po co Ci te bransoletki? - wiedziałam, wiedziałam, zaraz zapadnę się pod ziemię, jestem beznadziejna w kłamaniu, zawsze się potykam w drodze.
-Mam siniaka, po tym, jak spadłam z tej huśtawki, sam widziałeś jaka ze mnie niezdara – zaśmiałam się, bijąc w myślach, przez kiepskie kłamstwo, które właśnie wymyśliłam
-Mam Cię, - oderwał się ode mnie, spoglądając mi w oczy – Wcześniej mówiłaś, że uderzyłaś w szafkę nocną. - zmierzył mnie wzrokiem – Hope McFight, nie umiesz kłamać – chwycił moją lewą dłoń w swoją, zdejmując je, jedną po drugiej.


Próbowałam ją wyrwać, oczywiście, że próbowałam, ale chwycił mnie z całej siły, może nie z całej, ale na tyle mocno, abym nie była w stanie wyrwać ręki. Serce zaczęło bić mi szybciej, miałam wrażanie jakby chciało wyjść z mojego wnętrza i uciekać, schować się w pokoju i nie wychodzić. Tu, za chwilę, wszystko się wyda. Czułam zażenowanie, strach i niepokój. Dlaczego tak bardzo zależało mu by się dowiedzieć co mi się stało. Dlaczego podstępem chciał uzyskać prawdę.

Coraz mniej różnego rodzaju wstążek zostawało na moim nadgarstku.
Coraz bardziej miałam ochotę zniknąć.

Halo? GDZIE SĄ MOI WŁASNI WRÓŻKOWIE CHRZESTNI, TIMMY TURNER, ODDAJ MI ICH NA CHWILĘ, JA TEŻ MAM ŻYCZENIE!

Odrzuciłam głowę w bok, nie chcąc tego oglądać. Mocno wciągnęłam powietrze czując, że do oczu napływają mi łzy. Błądziłam wzrokiem wszędzie, tylko nie po nim. Bałam się, gdzieś tam w środku bałam się, że na mnie nakrzyczy, uderzy, nie wiem, byłam tak zawstydzona, że miałam ochotę wyciągnąć z kieszeni czapkę nie-witkę i wyjść z jego domu nie zostając zauważona.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułam jego palce, delikatnie gładzące moją pokaleczoną skórę.
Naprawdę chciałam kurwa wybiec z tego pieprzonego domu. Czułam się jak osoba chora psychicznie. Wtuliłam twarz w swoje prawe ramię, jednocześnie mocząc koszulkę łzami. W momencie kiedy podciągnęłam nosem, poczułem jego gorące, pełne usta na pozostawionych kilka dni wcześniej bliznach.

-Nie płacz – złapał w dłoń mój policzek, nakazując abym na niego spojrzała.

Nie nie nie nie nie nie, za Chiny, nie!

-Nie rozumiem, dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc. Nie chcę zrobić Ci nic złego. - pogładził mnie po plecach, dodając otuchy.
-Nie chcę żadnej pieprzonej pomocy – splunęłam wyrywając z jego dłoni swoją. - Oddaj mi bransoletki. - wyciągnęłam ku niemu drugą dłoń – No oddaj mi je, kurwa. - krzyknęłam – Głuchy jesteś?! - popchnęłam go na ścianę ocierając łzy, nawet nie mam pojęcia, kiedy się rozpłakałam – Dziękuje, kurwa, wy wszyscy jesteście popierdoleni, faceci to gówno. - krzyknęłam mu w twarz, a on ani drgnął. Podbiegłam do drzwi, a wychodząc trzasnęłam nimi z całej siły.


Kurwa, co. ja. zrobiłam. 



~~~~~~
 Joł. Dlaczego tak mało komentarzy :c
sie już nie podoba >>>>>>>>>>>>
Myślałam nad tym, żeby wziąć kogoś do współpracy {mrr} 
do tego bloga, ale nie wiem co i jak
i czy by ktoś w ogóle chciaaaał
+ wpisujcie swoje @nazwy w informowanych,  a nie........
/ kózka 

piątek, 2 sierpnia 2013

Siódmy: Morderca

* Hope *

-Czy Cię naprawdę popierdoliło!? - krzyknęłam nie zważając na to, że mogłam go urazić. Wybiegłam na dwór tak jak byłam, w piżamie, było jasno, dość wcześnie i chłodno. - Jest czwarta rano, trzecia, piąta, co za różnica. - wyrzuciłam siebie poddenerwowana, pocierając lewą dłonią czoło


Znów dzielił nas płot. Trzęsłam się z zimna, on zaś raczej ze strachu, to znaczy wiercił się, opierał ciężar ciała to na prawą, to na lewą nogę. Co właściwie takiego zrobił, że to taki pilne?
Bałam się, zdecydowanie zbyt często się boję, ale to jest silniejsze ode mnie. Błądził oczami po moim ciele. Zastanawiałam się jak głupio musiałam wyglądać. Sterczące włosy, dziecinna piżama, 

Wyglądaliśmy jak Piękna i Bestia, przy czym jak byłam Bestią, jak zawsze.
 
Miał na sobie szare dresy i niebieską obcisłą bokserkę, która doskonale ukazywała jego wyćwiczone mięśnie, a na jego szyi spoczywał naszyjnik, nie przyglądałam mu się za bardzo, ale było chyba jakieś serce, coś w tym stylu.

-On nie żyje, rozumiesz? - spojrzał mi w oczy, oblizując usta, tak bardzo nie chciałam utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego, a on, jak na złość wbijał we mnie swoje wielkie błyszczące oczy.
-Kto nie żyje? - uspokoiłam się trochę, coś w środku podpowiadał mi, że mówił o Draku, ale wolałam się upewnić.
-Santiago kurwa, Santiago, jaa ja, ja nie wiem, kurwa, ale on nie żyje – ściszył głos podchodząc bliżej, on był z tego dumny, dumny z tego, że zabił, o ile oczywiście mówił prawdę, okej, prawdę mówiąc, ja też się ucieszyłam.
-Coś Ty kurwa zrobił! - krzyknęłam tak głośno, ja tylko potrafiłam. Szarpnęłam płotem, na co się odsunął -Myślałam, że jesteś normalny, a Ty robisz TO w tej chwili? Akurat teraz? Naprawdę?
Mam już dość tego całego gówna. - nie chcę dać po sobie poznać, że pochwalam jego zachowanie.
-Przecież nie wbiłem mu noża w serce, uspokój się – próbował się usprawiedliwić. - Z resztą, należało się gnojowi. Jesteś aż tak głupia? Wiesz co on tak w ogóle robił?! Wiesz kurwa?
Nie było nikogo, powtarzam NIKOGO, kto by się postawił, pomógł, cokolwiek. Każdy bał się o swoją dupę i tylko o nią się martwił. Chęci do tego co zrobiłem, miał każdy, ale nie odwagi. - Stał w miejscu, nie ruszał się, patrzał, a jego jabłko Adama poruszało się w górę i w dół w tempie błyskawicznym kiedy już skończył mówić.
-Dlaczego to zrobiłeś, teraz będziesz miał kłopoty.. Harry..
-Nawet jeśli bym Ci chciał powiedzieć, to myślisz, że to jest dobre miejsce na takie zwierzenia?
Nie, to nie jest ani dobry czas, ani miejsce, ani nic. - syknął
-Co zrobisz, jak pójdziesz do więzienia, boję się – odchyliłam głowę do tyłu, głęboko oddychając – boję się o Ciebie.
-Dam sobie radę, zawsze daję – gardłowo się zaśmiał – ale lubię Cię, a to, że nie znamy się jeszcze – w tym momencie zmierzył mnie wzorkiem – aż tak dobrze, dodaje mi jakąś tam odwagę, żeby wyrzucić to z siebie. Muszę się szybko przebrać, rozumiesz – wskazał na swoją podartą koszulkę i brudne dresy.
-Co będzie jak Cię złapią – rzuciłam po chwili tępo patrząc w ziemię
-Wszystko da się naprawić, wiesz? Wracaj już do siebie, po dziesiątej spotkamy się przy tamtej – wskazał palcem - ławce, okej?
-Jasne, będę czekać, ale Harry..
-Umh? - wdał z siebie dość dziwny dźwięk i stanął jak modelka, opierając ręce na biodrach
-Uważaj na siebie – ciepło odpowiedziałam z uśmiechem cofając się w tył

Tylko uniósł kąciki ust, nie odpowiedział, nie pokiwał głową. Teraz nie wiem, to znaczyło, że będzie ostrożny czy że usłyszał ale nie nie obiecuje.
Okej, to było dziwne, bardzo dziwne.. Nic nie rozumiałam. ZABIĆ to takie.. mocne zadanie, trzeba mieć powód, żeby się udać do takiego czynu.
Nie jestem psychologiem i nie zamierzam być, ale on nie wygląda na idiotę. Wręcz przeciwnie, wydaje się być odważny, ale mądry. Nie chodzi o to, że zazwyczaj osoby mądre są głupie, ale większość robi coś, aby zaimponować innym. Nie sądzę, że potrafiłby odebrać życie komuś, kto zrobił mi krzywdę. 
Jestem nikim w stosunku do niego, 'jeszcze' jak to powiedział sam Styles. W każdym bądź razie ja nie jestem gotowa na coś nowego, na jakieś zbliżenia.. Chcę już się z nim spotkać, wszystko we mnie się gotowało, żołądek skręcał a serce biło mocniej niż kiedykolwiek, chyba. 

Ostatnio niczego nie jestem w stu procentach pewna. 

Zabił człowieka, człowieka skurwiela, ale w sądzie nie będą na to zwracać uwagi. Posadzą go na dwadzieścia pięć lat, a ja nic nie będę mogła zrobić. Boże, jak się z tym cholernie źle czuję. 
A jak on mi powie, że to dla mnie?
Żeby już nic mi nie zrobił?
Myślałam, że to z tą wycieczką było na serio, a on odpierdolił taki numer. Nie spodziewałam się tego. To 'zaufaj mi' niech sobie w dupę wsadzi. Macie przykład,

ludzie to kłamliwe kurwy.

Ja pierdole, ja mu naprawdę zaufałam, i co z tego mam? GÓWNO, NIC, NIC NIE MAM. Nie znam go a martwię się, co ze mną nie tak? Czuję się jak taka idiotka, ale go lubię, może i nawet coraz bardziej, ale teraz on wszystko spierdolił.


* Harry *

Może i nie dawałem po sobie poznać tego całego strachu i zmieszania, ale bałem się, w chuj mocno.
Nie dostanę upomnienia za zabójstwo. Nie było mi go szkoda, wiem, że zjebałem po całości. Teraz kiedy Hope miała wychodzić z tego debilnego miejsca, chciałem się nią zająć, oni nie mogą mnie teraz zamknąć, ale jeśli to zrobią, to tylko i wyłączenie z mojej winy.

Mam talent do rozpierdalania, urodziłem się, i to już był błąd

Miałem w głowie milion pomysłów co jej powiedzieć, ale ani jednego jak zacząć. Co jeśli ona się wystraszy i ucieknie, nie będzie chciała mnie znać, albo pomyśli, że zrobię z nią to samo. Chodziłem po domu w tą i z powrotem. Przebrałem się w czyste ubrania. Krótkie spodenki opinały mi się na.. nie ważne, po prostu było ciasno, a na ramionach spoczywała moja ulubiona bluzka od cioci, bało fioletowa w groszki. Taka trochę pedalska, ale mimo to moja ulubiona. Kiedy zakładałem ja na miasto, ludzie patrzeli i wytykali palcami plotkując, że na sto procent muszę być gejem.

Pierdolone stereotypy.

Teraz kiedy na zegarze jest już wpół do dziewiątej już sam nie wiem czy chce jej wszystko opowiedzieć, czy nie. Może od razu spytam też czy nie chciałaby się do mnie wprowadzić, 

ryzyk-fizyk. 
 
Zobaczę jak zareaguje na to co jej powiem. Przecież to nie może być takie trudne. Kurwa ale z drugiej strony nie chcę jej stracić, jeszcze jej nawet nie mam a już mam to wszystko skreślić?
NIE MA MOWY. 
Czas leci jak szalony, nie mam pojęcia kiedy przeleciała ta godzina. To już, muszę iść, zacząć to. Zakluczyłem dom i wyruszyłem w stronę sierocińca. Znowu było gorąco, pot spływał po moim czole. Nienawidzę lata. Przeczesałem rękę włosy i udałem się w stronę ławki.

~*~

-Musi Ci być smutno, samemu w takim domu.. - spojrzała na mnie mrużąc oczy, prawie przez całą drogę milczeliśmy, bałem się cokolwiek powiedzieć, żeby nie pogrążyć się jeszcze bardziej.
-Czasem, ale nie jest źle, chociaż przydałoby się jakieś towarzystwo – znacząco podkreśliłem ostatnie słowo
-Um, no okej, więc? Teraz mi powiesz?

Chwyciłem ją za rękę, lekko się wzdrygnęła i zaraz szybko ją zabrała, ale zrozumiała, że chciałem ja tylko poprowadzić za mną. Śliczna jest, zauważyłem też, że nie pomalowała się, ani trochę.
Włosy miała związane w idealnego kucyka, ubrana była w krótkie spodenki, które nie odsłaniały połowy tyłka jak u większości hot trzynastek chcących zaimponować starszym chłopakom. Szczerze, miałem niezły ubaw, widząc takie na ulicy. Zwróciłem też uwagę na jej nadgarstki. Tym razem nie miała bluzki z długim rękawem, która by je zasłaniała. Dokładnie je 'zbadałem'. Jeden nie był zaczerwieniony, ale drugi, nic nie widziałem. Zaplątała na nim chyba z dwadzieścia bransoletek. Czyli sznury można już wykluczyć, jeśliby to było to o czym myślałem wcześniej, obydwa nadgarstki miałaby pokaleczone. Znów układałem w głowie potencjalny scenariusz, nic się nie trzymało razem.

Wszystko zaczynam od dupy strony.

To jest w końcu dziewczyna, zawsze uczyli mnie, że one szybko się płoszą, wystarczy jeden fałszywy ruch, a one po prostu uciekają. Tutaj i w tym momencie się bałem. Ja właśnie zrobiłem taki ruch. Popełniłem błąd. Okłamałem ją z tą wycieczką. Dobra, teraz widzę, że to nie było najlepsze rozwiązanie, ale nie myślałem wtedy o tym, chciałem tylko, żeby zasnęła spokojna.
Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby posunąć się aż do tego stopnia. 

Ale co się stało, się nieodstanie, ta, tego też mnie uczyli. 

Nigdy nie było w moim życiu kogoś, kto by mnie nauczył po prostu 'jak żyć'. Do domu dziecka trafiłem gdy miałem dwanaście lat, siedziałem tam aż to szesnastki, aż w końcu moja szanowna wielce kochająca ciotka sobie o mnie przypomniała. Te cztery lata wspominam jako najgorsze w życiu. To było jakieś piekło, ale pozbierałem się. Później znowu zaczęło się walić. Trzy lata minęły a moje życie, cóż, znowu pokazało się z jak najlepszej strony. Ayana powiesiła się w dniu moich dziewiętnastych urodzin, miała tylko nieco ponad czterdzieści pięć lat, była siostrą mojego ojca. Nie wiem co to miało znaczyć jej samobójstwo, ale od tamtego czasu jestem sam, jak palec.  
Można by powiedzieć, że boję się społeczeństwa. Kręci się tu coraz więcej psycholi i dresów, uważających się za pępek świata, wyjdziesz na ulicę w spodniach nie w tym kolorze który lubi a on spojrzy na Ciebie, jakby chciał Ci wpierdolić, a później już sam nie wiesz, czy się śmiać, czy płakać.

-To ten, zamierzasz mi dzisiaj coś powiedzieć, czy będziesz tak się gapił w tą ścianę.. - szepnęła jakby się bała odezwać, szybko przetarłem oczy wracając do rzeczywistości.
-Tak, już, chwila, przepraszam, zamyśliłem się. - jestem idiotą
-Jeśli nie chcesz, nie musisz mi nic mówić, możemy tak po prostu posiedzieć na tych twardych krzesłach w kuchni, nic nie mówię, jest tu ładnie i w ogóle, ale zaczyna mnie boleć dupa – ściszyła na końcu głos, a ja się tylko zaśmiałem
-Dobra rozumiem że chcesz iść gdzie indziej, wejdź po schodach i skręć w lewo – przeczesałem włosy – a nie, w prawo, tam będzie pokój z fotelami, miękkimi – podkreśliłem – zaczekaj tam na mnie.

Wstała i odeszła, oparłem łokcie na kuchenny blat i czułem że nie dam rady. Nie mogłem tu długo siedzieć, pomyśli, że ją olewam i stracę ją całkiem. Zabrałem z górnej półki słone paluszki, i dwie puszki, jedną piwa, drugą coli. Ustawiłem swoje siedzenie naprzeciwko jej, stawiając obok stolik, a na nim to co ze sobą zabrałem. Wbijała swój wzrok w palce, bawiąc się nimi. Znów była taka bezbronna. Śliczna.

-Kiedy miałem dwanaście lat, zmarł mój ojciec. W wypadku. Był jednym z ambasadorów UNICEF.
Wracali samolotem do Miami i szlag ich trafił. Nikt nic nie wie, do teraz. Zaginęli na ternie trójkąta bermudzkiego, było z nim wiele osób, tyle ludzi... Mówią, że to kolejny tragiczny przypadek, że ten obszar jest nawiedzony. Wracali z Afryki i nad Atlantykiem coś jebnęło. Nie sprawdzą tego, nie ma szans. - przerwałem na chwilę by otworzyć piwo i podać jej colę, wziąłem łyka po czym zacząłem dalej – Moja matka- Emma załamała się totalnie. Zaczęła pić, nie zwracała na mnie uwagi. Miałem dwanaście lat, okej, ale nie umiałem się sobą zająć. Któregoś dnia obudziłam się a jej nie było. Przestałem chodzić do szkoły. W końcu się zainteresowali co jest, wszystko wyszło na jaw, a moja mama nie wróciła, do dziś, nie wiem czy żyje, gdzie jest co robi. Mam jej za złe, że mnie zostawiła i nigdy jej tego nie wybaczę, no a później kiedy już miałem szesnastkę zjawiła się moja ciocia, siostra mojego ojca i zabrała mnie tu, do siebie. Pewnie myślisz dlaczego jej nie ma, popełniła samobójstwo. Jak każdy miała i dobrą i złą stronę. Dała mi to wszystko, a ja pokazałem tylko co potrafię – otarłem oczy, poczułem że powoli zaczynają wypływać z nich łzy
-Hej, dobra, już. Okej, nie musisz mi nic mówić, już wystarczy – spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem, chwytając moje wielkie dłonie w swoje malutkie, ciepłe rączki.
-Chcę żebyś wszystko wiedziała, nie chcę Cię okłamywać tak jak robiłem to dotychczas z innymi.. Ja jestem chyba mordercą, takie coś jak ja, nigdy nie powinno się urodzić. Zabiłem dwie osoby, teraz będzie kolej na mnie. 


~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że tak późno .-.
Ponad 50 komentarzy #FUCKYEAH

piątek, 19 lipca 2013

Szósty: Tajemnica

Umiesz liczyć? Licz na siebie. Tak właśnie myślałam, ale kiedy Harry zadzwonił w nocy, mówiąc, że wszystko ustalił, nie wiedziałam jak mam się zachować. Skakałam z radości, jak ja mam mu się odpłacić? Boże, dzięki niemu nie będę chodziła spać w strachu, że ten idiota tu przyjdzie, będę spokojna, nie tylko o siebie, ale też i o Milę. 


Czyli, że jednak facecie mają uczucia?

Naprawdę, nie wiem kiedy i jak mu za to podziękuję. Taka wycieczka nie kosztuje sto złotych, których jak zresztą nawet i nie mam. Okazało się, że mój ojciec grał w kasynie, tam, na Karaibach, dzień przed wyjazdem stamtąd przegrał. PRZEGRAŁ WSZYSTKO. Nie wierze, kurwa, jak dorosły mężczyzna może postawić wszystko na jedną kartę, jak można przegrać dom, pieniądze i wszystko inne. Nigdy mu tego nie wybaczę, pewnie, o zmarłych powinno się mówić dobrze, albo wcale, ale to już było przegięcie. 
Na start, na osiemnastkę nie mam nic, to mnie przytłacza. Bardzo, za bardzo. Gdyby nie Grace, nie wiedziałabym nic, o tym, że Nathan nie żyje, choć historyjka z jego 'wypadkiem' coś mi nie wchodzi, w tym jest coś głębszego, z tym, że mój ojciec zostawił mnie z niczym, nie wiedziałabym też, że pogrzeb moich najbliższych jest za dwa dni, w sobotę. 
Nie radze sobie, z niczym. Nie mogę pogodzić się z tym, że już ich nie ma. Każda dziewczyna ma problemy, każda chce o tym pogadać z matką, chce żeby była jej przyjaciółką, chce jej wszystko mówić, a teraz? GÓWNO I NIC. Komu mam się wygadać, Grace? Ah, tak. HARRY. Ale przepraszam.. co? Jemu mam powiedzieć, że boli mnie brzuch, bo mam okres? To on poleci do sklepu po podpaski? Wybaczcie, ale nie byłabym w stanie nawet go o to poprosić, jakby nie było, to w końcu chłopak. Pewnie, że rozumie, dziewczyna różni się od chłopaka, zapewne wie, co i jak, kiedy i po co. Ale nie jestem na tyle otwarta, by z nim o tym porozmawiać. Boję się przyszłości, tego co będzie.
 

Cofnijmy ten pierdolony czas, Fineasz? Ferb? GDZIE KURWA ONI SIĘ PODZIEWAJĄ, KIEDY ICH POTRZEBUJĘ..

Chciałabym spotkać się z Harrym, podziękować. Poprosić, żeby poszedł ze mną na pogrzeb. Nie chcę być sama, wydaje mi się, że nie będzie z tego powodu tryskał radością i zrozumiem, jeśli odmówi, ale mimo wszystko, chcę tego. Wyraz twarzy Mili, kiedy dowiedziała się o dwutygodniowym wyjeździe Draka – BEZCENNY. Każdy dzień był tu taki sam. No, może teraz się to trochę zmieni, w nocy będzie bezpieczniej. Myślałam też nad tym, aby przeprowadzić tu spotkanie wychowawców i pracowników. Z tego co mi wiadomo, nikt tu za bardzo nie przepada za dyrektorem. Jeszcze dziś porozmawiam z Harrym, o moim planie, a mianowicie, chciałam wpierdolić tego sukinsyna za kratki. Żeby pożałował, wszystkiego co zrobił, żeby go w tym więzieniu gnębili, dobrze wiem, że za molestowanie, miło tam mieć nie będzie. Kilka lat temu miałam fazę. Jarałam się służbą w policji. Być może nadal mi nie przeszło, ale do teraz nie mogę czegoś zrozumieć. Koleś, który zabije, dostanie dwa lata w zawieszeniu na pięć, bo uznają go za 'niepoczytalnego' ale inny, który będzie miał przy dobie odrobinę koki, dostanie trzy lata w kiciu, bo 'udowodnią' mu handel.
KURWA?
To jest chore, jeśli Santiago niczego nie udowodnią, to sama się tym zajmę. Zrobię wszystko, WSZYSTKO, żeby zapamiętał mnie, i te krzywdy. Nikt nie ma prawa traktować ani mnie, ani nikogo innego w taki sposób, a przynajmniej tak myślałam, do czasu.
I znowu mam ochotę wszystko rzucić i wyjść, odejść, ale to by było za proste.

Może i jestem słaba, ale nie chodzę na skróty, dobra okej, chodzę, ale nie akurat w tej sprawie.

Prawdę mówiąc, poczułam ulgę, z powodu jego wyjazdu, ale bolało mnie to, że będzie się świetnie bawił... lecz po powrocie to się zmieni, obiecuję teraz sobie i wszystkim. Pierwszy raz poczułam, że komuś na mnie zależy. Tak, chodzi o Harrego. Wiem, wiem, nie powinnam, właśnie straciłaś matkę, ojca, bla bla bla bla, przyjaciela, bla bla bla. WIEM, ale nie mogę żyć tym, chcę zapomnieć, poznać kogoś, i poznałam. Wydaje się być zajebistym facetem, nie chcę tego spierdolić,
nie tym razem.
Usiadłam na łóżku, znów to czułam, tą całą bezradność. Nic nie mogłam zrobić, jestem tylko dzieckiem, właśnie. Nikt nie bierze mnie na serio, nikt nie traktuje mnie na tyle poważnie, bym mogła przestać uważać się za małolatę. Ale jakby pomyśleć, chyba bardziej pasuje mi opinia rozkapryszonego bachora, niżeli dorosłej kobiety. Nie stąpam mocno. Nie było dnia od wypadku, abym nie płakała i nie myślała o tym co mnie spotkało.

Złe rzeczy, zawsze spotykają dobrych ludzi, zapamiętajcie to.

Nie mam pewności czy to prawda.. kiedy myślę o Nathanie, mam ochotę się zabić. Wbić sobie nóż w serce, przeciąć żyły. Teraz właśnie zachowuję się jak taki bachor, zwykły dzieciak, przespałam się z nim.
Tak, przespałam się z najlepszym przyjacielem.
Nie, nikt o tym nie widział. Czy żałuję? Nie wiem, naprawdę, nie wiem. To tak, jakby zapytać kogoś kto nie jest najszczuplejszy czy żałuje, że zjadł pączka. Większość odpowie, że nie, 'bo był dobry'. Nathan też był.. To stało się jakieś trzy miesiące przed wypadkiem. Jego rodzice wyszli na teatru, a my zostaliśmy sami. Od zawsze mi się podobał. Czasami mówił mi rzeczy, których normalnie nie mówią sobie przyjaciele, ale uważałam, że blefuje. Nie brałam nic na poważnie, od teraz jestem uważniejsza. Na dworze robiło się szarawo, a on do tego zasunął żaluzje. Było bardzo ciemno, nic nie wiedziałam, i to dodawało mi jakieś tam odwagi. Nie chciałam tego robić, nie chciałam niszczyć tej przyjaźni, na Boga, to mój najlepszy przyjaciel, zawsze będę go miło wspominać.
To, że byłam z nim tak blisko, jeszcze bardziej mnie boli. Nie mogę Go przytulić, spojrzeć, to mnie zabija. Zaciągnął mnie na miękkie łóżko. Poczułam pod głową kilka poduszek, on miał jakąś manię, wszędzie były tylko one, wtedy wsunął mi rękę pod plecy. Zaczęło się niewinnie, przez krótkie muśnięcia, do gorących pocałunków, po których brakowało nam powietrza, ale nie miałam odwagi i ochoty by to przerwać. Wiem tyle, że drugi raz, nie dopuściłabym do tego.
To jest NASZA tajemnica.
Za nic, nikomu tego nie wyjawnie, wstydzę się, ale nie zrobiłam tego przecież z byle kim
kochałam go, bardziej jako brata, ale jednak. Później przez tydzień go unikałam, bałam mu się spojrzeć w oczy. Byłam zdołowana tym faktem. Cieszyłam się tylko, że nie zapalił światła, i nie widział mnie nagiej, zabiłabym się chyba.

Znowu usiadłam na łóżku. Podkuliłam nogi, opierając brodę o kolana, i nawet nie wiem kiedy, poczułam na policzku pojedyncza łzę, którą równie szybko starłam. Nie wybaczę sobie śmierci tylu ważnych dla mnie osób. Zostałam tylko ja, i tylko ja muszę przez to przejść. Ten stan rozpierdala mnie. Nic nie pomagało, im więcej myślałam, tym bardziej rozmaczałam nad swoim losem, aż rozpłakałam się najmocniej jak tylko potrafiłam.

To była jedna z tych chwil, kiedy to nie ja sterowałam sobą, to był ktoś inny, nie ja. Próbowałam doszukiwać się błędów, które popełniałam przez całe życie, tylko po to, żeby dobić się jeszcze bardziej. Czułam, że muszę uwolnić się tego bagna. Chciałam zrobić to co tamtej nocy.
Poczuć ból fizyczny, nie psychiczny, który jest milion razy bardziej odczuwalny. Możecie mnie brać za idiotkę, która nie wie co robi. Ale to jest właśnie ten stan, nie jestem sobą. Rządzą mną emocje, robię wszystko pod ich wpływem. Wywlekłam się z łóżka, prostując nogi, które mi totalnie zdrętwiały i zapłakana ponownie przeszukałam swoją torbę wyciągając jak myślałam ostre narzędzie. Nie miałam siły. Boże, ja się poddaje. Ponownie siadając, tym razem po turecku, podwinęłam rękawy, przejeżdżając dwoma palcami po nadgarstku i wyżej, poczułam ślady.

Te które zrobiłam wtedy, lubiłam je, czułam i lubiłam jakkolwiek psychicznie to brzmi.

Uspakajając się, chwyciłam żyletkę pomiędzy środkowy a wskazujący palec, okręcając ją kilka razy uważnie obserwując. Uśmiechając się przez płacz, delikatnie gładziłam nią nagą skórę, to wszystko było tak śmieszne, że aż wcale. Zostałam skrzywdzona przez pierdolony los, a na dodatek krzywdzę sama siebie. Tak bardzo się boję, nie mam na nic ochoty, czuję się jak idiotka. Słona substancja napłynęła mi do ust, otarłam ja wolną dłonią, krztusząc się. Coś w środku mówiło mi, żeby tego nie robić, odłożyć i po prostu zasnąć, ale to nie było takie proste. Kiedy tylko przypominałam sobie o tym wszystkim, nie widziałam innego wyjścia. Samookaleczenie daje cierpiącej osobie poczucie kontroli i przynosi chwilową ulgę w napięciu wewnętrznym, ale z czasem może stać się przymusowym sposobem odreagowywania. To mnie przerażało, uzależnić można się nie tylko od alkoholu, papierosów, narkotyków, czy internetu. Nie. Tak naprawdę, można od wszystkiego, ale jednym przychodzi to szybciej, innym później. Nie wiem co już robić, nie chcę pomocy, ale sama też nie dam sobie rady. Kiedy mam słuchać rad osoby, która będzie się nade mną litować, to ja dziękuję. Dokładnie przyglądając się ostrzu, przyłożyłam jeszcze bliżej ciała, przechylając ją, tak aby przecięła skórę pod kątem. Poczułam lekki ból, byłam już na niego odporna, pod każdym względem. Szczypało, jeszcze mocniej niż za pierwszym razem. Poszło dość szybko, zrobiłam kilka ran, jedne były mocne, drugie zaś lekkie, ledwo widoczne, z niektórych lała się krew, a z innych prawie w ogóle nie wypłynęła. W jakimś stopniu, przerażał mnie widok czerwonego płynu, ale podobało mi się to. To tylko moment słabości, ale ja chcę cierpieć, w ten sposób. Zapominam o wszystkim innym i chociaż przez chwilę myślę tylko o bólu zadawanym żyletką. Serce wali mi jak młot, ale nie przestaję, kończę to co zaczęłam. Trzymam ostrze nad nadgarstkiem i robię to, znowu.
Coraz mocniej, jest więcej krwi, nie radzę sobie. Chwilę odczekałam, aż z rany przestanie wypływać płyn, wstałam jakby gdyby nic, posprzątałam, aby nikt nie był w stanie rozgryźć mojej tajemnicy i ponownie usiadłam na łóżku, gładząc nowe blizny. Będę musiała kupić bransoletki, cokolwiek, nie chcę ciągle chodzić w bluzach i długich rękawach, kiedy jest tak gorąco, zresztą, Harry chyba coś podejrzewa. Oparłam głowę na poduszce i wpadłam w trans. Nie odczuwałam nic, tak jakby mnie nie było. Kiedy miałam w końcu zasnąć, obudził mnie esemes.

Przepraszam, kto normalny nie śpi o tej godzinie, ludzie..

Wysunęłam rękę by znaleźć telefon leżący na stoliku obok. Mrużąc oczy, przez blask bijący z ekranu, przejechałam palcem po wyświetlaczu by go odblokować, uśmiechnęłam się lekko, kiedy zobaczyłam, że wiadomość jest od Harrego, ale równie szybko ten uśmiech zszedł mi z ust


    Od: Harry: Hope, ja jestem.. jestem mor.. musimy porozmawiać, natychmiast.


~~~~~~~~~~~

siemcia .-. 
psychiczny rozdział. 
nie wiedziałam co napisać.
komentujcie>>>>>>>>>>>>>>>
//kózka. {jeśli chcecie być informowani, nie piszcie tego w komentarzach, tylko w zakładce...}

sobota, 13 lipca 2013

Piąty: Niespodzianka


* Hope Pov *

Pożegnałam się z nim i było nawet miło, kiedy musnął mój policzek, to takie słodkie. Zakochałam się w jego włosach, lubię loki, ale w nim chyba powoli też, ale nie mogę. Kiedy stałam przy nim czułam się jakoś inaczej, tak jakby zła aura odchodziła, wybiegła ze mnie, wyprowadziła się, na zawsze, ale później wszystko wraca. Kiedy tylko zobaczę dyrektora wszystko wraca, a ja już nie umiem się uśmiechać. Wchodząc po schodach usłyszałam płacz, cichy, ale ten szloch wystarczył, abym usłyszała. Moja mama miała bardzo dobry słuch, pewnie mam to po niej, a po tacie mam głupotę, to na pewno, chociaż gdyby się zastanowić.. to ona a nie on, zadzwoniła po policję, bo myślała że mnie porwano, podczas gdy ja smacznie spałam u siebie w pokoju. To było dziwne, ale zabawne, może nie dla mnie. Wyobraźcie sobie, śpicie, a tu nagle do waszego pokoju pakuje się dwóch wysokich, zresztą bardzo przystojnych i młodych mundurowych, bo nie mieli nawet pewnie dwudziestu pięciu lat, o czym ja gadam!? Ale ja byłam w piżamie, w środku nocy, włosy miałam takie, jakbym nie myła przez miesiąc, w dodatku byłam po spotkaniu z Natem, nie zdążyłam zmyć makijażu i całe oczy miałam w tuszu, no, nie tylko oczy, nie wiem co ja robię podczas snu, ale nawet na czole miałam czarne ślady. Mina policjantów – bezcenna, ale nie zapominajmy, że to ja byłam ofiarą.. dobrze, że chociaż w tej piżamie byłam. To było chyba najśmieszniejsze zdarzenie, jakie pamiętam, chyba że do tego wszystkiego można zaliczyć prezent urodzinowy mojego ojca dla mamy... kupił jej AXE.. bo myślał, że skoro jest czerwony, to musi być dla kobiet.

Wchodząc wyżej, szłam w głąb korytarza za płaczem. Na końcu zwinięta w kłębek siedziała Mila, zrobiło mi się głupio, byłam dla niej taką starszą siostrą, tak w ogóle, szkoda, że nie mam rodzeństwa, nie zostałabym tak całkiem sama.. Poczułam nagłą chęć rzucenia wszystkiego, zabrania jej daleko, żeby nie cierpiała. Namyśl przyszedł mi tylko Drake, jeśli ona płacze przez niego, popamięta mnie.

-Hej, mała.. - przykucnęłam przy niej, lekko obejmując ramieniem
-Nie mów tak do mnie! - syknęła przez płacz. Zaraz zaraz. Coś mi świta, tak samo zareagowałam, jak Harry mówił do mnie Hope.. kurwa
-Co się dzieje, Mila, wstań, podnieś głowę, chodź do mnie – próbowałam ją zachęcić
-Nie mogę, muszę pomagać w tej pieprzonej kuchni – zapłakała
-Nie, nie musisz, idź do mnie, a ja pójdę do Grace i jej powiem, żeby wzięła na zmianę kogoś innego. - szepnęłam po czym ją przytuliłam
-Dobrze. - wstała, otrzepała kolana i udała się w stronę mojego pokoju.




 Szkoda mi jej było, Mila jest pogodną dziewczynką, zawsze widziałam ją uśmiechniętą, ubraną w sukienkę, ciemne brązowe włosy opadały jej na plecy, miała nieprzeciętną urodę, a w dodatku ważyła chyba z trzydzieści kilo, tutaj jej zazdrościłam. Szybciej przebierałam nogami, aby jak najszybciej znaleźć Grace i jej przekazać, że nie damy rady dzisiaj przyjść. Musiałam to załatwić, Mila czeka na mnie, muszę jej pomóc. Być może ma ten sam problem co ja, ale to jeszcze dziecko!

-Hej, Grace! - krzyknęłam z końca sali, żeby mnie zauważyła
-Hope, gdzie byłaś, pięć minut temu zaczęła się Twoja zmiana, w ogóle gdzie jest Mała? Zawsze była przed czasem – pokręciła głową
-Przyszłam Ci powiedzieć, że dziś nie damy rady, zawołaj tych z drugiej zmiany, Mila ma jakiś problem, muszę z nią porozmawiać, przecież nie ma nikogo, ktoś pomóc jej musi, ona ma tylko trzynaście lat, a jest w takim stanie.. zrozum, Grace. - próbowałam ją jakoś przekonać, musi się zgodzić!
-Idź. - odpowiedziała nieco wkurzona, ale chyba doszło do niej, że jest ciężko
-Dziękuję.

 
Teraz tylko migiem pędziłam z powrotem. Jest już po szesnastej, znów czas tak szybko leci.
Ale do chyba dobrze, jeszcze trochę, a stąd wyjdę. Zmęczyłam się, z trzeciego piętra na parter wcale nie jest tak łatwo się dostać, oo nie, a z moją kondycją nie jest najlepiej.. nawet nigdy nie było. Odszukałam pokój 216, otwarłam drzwi i pod wpływem emocji zamiast lekko zamknąć, trzasnęłam z całej siły jakąś w sobie trzymałam.


- Co Ci jest, Grace się zgodziła, nastąpią nas, Mila, nie płacz, proszę. - podeszłam do niej, siedziała na moim łóżku oparta o ścianę, dokładnie tak samo, jak ja w nocy, kiedy wysiadłam i całkiem w siebie zwątpiłam. 
-Nienawidzę go, nienawidzę, zabierz mnie stąd, ucieknijmy. - podniosła twarz, łzy spływały jej po policzkach, chyba wiem o co chodzi.

-Musisz być ze mną szczera, okej? - zapytałam, aby się upewnić.
-Okej.
-Chodzi o Draka? - spytałam zaciskając usta, czując, że źle zaczęłam ten temat
-Nie wiem o czym mówisz – rzuciła, chyba próbowała zabić mnie wzorkiem
-Nie udawaj Mila, to przez niego płakałaś, prawda?
-Mogę dziś spać u Ciebie? - znów łzy cisnęły jej się do oczu
-Mila, nie, nie możesz, ale zrobię coś, dzisiaj będziesz spokojna, zadzwonię do swojego kolegi, i wymyślę z nim plan, zobaczysz, że dyrektor wyjdzie stąd na minimum trzy dni. Obiecuję Ci to, nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale obiecuję. Tutaj są dwa łóżka, połóż się na tamto – wskazałam palcem – i zaśnij, poczujesz się lepiej – przytuliłam ją i pocałowałam we włosy.  


Moja mała.
Usiadłam przy niej, pocierając jej plecy, żeby poczuła się chociaż trochę bezpieczniej.
Nie rozumiem, jak taki typ, może to robić dzieciakom. To jest molestowanie, posiedzi za to trochę, tym bardziej, że utrzymuje stosunki płciowe ze swoimi podopiecznymi. Trochę dziwne jest to, że nikt jeszcze nie zrobił tego ważnego kroku i na niego nie doniósł. Zmienię to, i to już niedługo. Tak być nie może, zapłaci za wszystko. Po kilku minutach zasnęła, wyglądała tak niewinnie, kochana. Było tak bardzo cicho, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. DRAKE?!

-Niespodzianka! - krzyknął kto? HARRY. Skąd on tutaj?!
-Ciszej bądź! Mila właśnie zasnęła – skarciłam go
-Niespodziankaa – szepnął podchodzą do mnie
-Co Ty tu robisz!? - zapytałam wkurzona-
-Odwiedzam Cię, jak chcesz mogę sobie iść, myślałem, że się ucieszysz jak mnie zobaczysz. Ciasto nawet kupiłem... to samo co Ci tak smakowało dzisiaj..... no ale.. jak chcesz.. mogę iść... okej.. to idęę.. - przeciągał i wolno cofał się do drzwi
-Zostań, nie rób już tej szopki. - odpuściłam i pozwoliłam mu zostać
-Tak! Ouu, przepraszam, zapomniałem o niej – wskazał na śpiącą dziewczynę
-Mam dla Ciebie zadanie, miałam zadzwonić, ale skoro już tu jesteś..
-No mów, spróbuję. - usiadł na moim łóżku
-Chodzi o Draka – usiadłam koło niego – i Milę, i pewnie wiele innych osób. Mógłbyś do niego zadzwonić? Jako ktoś inny, powiedz, że wygrał jakaś wycieczkę cokolwiek, nie wiem, zależy nam na tym, żeby wyjechał na jakieś kilka dni. Proszę – szepnęłam opierając głowę na jego ramieniu
-On to nadal robi? - ohoho, tym pytaniem zbił mnie z tropu
-C-co robi? - chyba zaczęłam się denerwować.
-Wiesz co. - rzekł błagalnym tonem
-Robi.


Ja pierdole, powiedziałam to..
-Zadzwoń, proszę, nie zostawiaj nas tu tak.
-Zrobił Ci krzywdę? - spytał patrząc mi w oczy
-Zadzwoń, a pomożesz – odwróciłam wzrok, za dużo można z niego wyczytać, co działało na moją nie korzyść, nie chciałam aby dowiedział się, że robi mi to, co robi. To jest co najmniej krępujące
-Powiedz, czy zrobił Ci krzywdę. - powtórzył wolno i wyraźnie. Wkurwił się
-Chcę pomóc Mili. - nie odpowiem mu na to pytanie
-Pytam o Ciebie, nie o nią.
-Harry, stop! Na prawdę, dość. 
-Słuchaj, ten sukinsyn skrzywdził nie jedną dziewczynę, nie jednego chłopaka – syknął z obrzydzeniem – nie jedno dziecko. I wiesz co? NIC, ALE TO NIC MU NIE UDOWODNILI. Ten skurwiel wciąż jest na wolności, a pracuje tu od dobrych kilkunastu lat. Wiesz ile osób skrzywdził? On nie boi się niczego. Więc jeśli zrobił coś Tobie to mu nie daruję.
-Nie martw się o mnie. - spojrzałam w okno – Nie lubię rozmawiać o sobie, o swoich problemach, i całej reszcie, nie lubię. Nie jest mi tu łatwo, ale daję radę, bo muszę, nie chcę też zostawić tu samej Mili.
-Zaufaj mi w końcu 
-Nie, nie teraz. Nie naciskaj na mnie, proszę Cię tylko, żebyś zadzwonił do tego idioty, i powiedział, że wygrał tą pierdoloną wycieczkę – krzyknęłam zdenerwowana, nie zważając na śpiąca trzynastolatkę
-Wykupię temu jebańcowi wycieczkę w Turcji, nie będzie go przez 10 dni, będziecie mieli wszyscy święty spokój.
-Nie masz płacić za jego wycieczkę, masz go wypierdolić na drugi koniec kraju,tylko tyle.
-W takim razie, nie będziecie miały ani chwili wolnej! Zrobię to, co uważam. Ten sukinsyn Cię skrzywdził!
-Skąd wiesz, że mi to zrobił? - rzuciłam, a później zrozumiałam, że właśnie mu się przyznałam
-Wiedziałem, kurwa, czemu mi nie powiedziałaś!



Jestem skończona, jeśli wtedy byłam skrępowana i czułam się jak dziwka, to teraz czuję się jak gówno. Jestem taka bezradna, bezsilna. Opadłam na kolana Harrego, specjalnie, żeby nie mógł spojrzeć na moją twarz. Nie umiem już sobie z tym poradzić, to jest chore. Teraz kiedy wszystko wydawało się układać, musiałam to spierdolić i powiedzieć prawdę, co on teraz o mnie myśli,
może, że to lubiłam, że mi się podobało, w jego oczach jestem skończona. Płakałam, coraz bardziej.
Poczułam jego wielkie dłonie na plecach, dlaczego on mnie dotyka, po co mnie pociesza. To mi nie pomoże, jestem kurwą. Mam naprawdę wielką ochotę wyjść stąd i nie wracać, ale te dzieciaki które tu są..


-Wykupię mu tą pierdoloną wycieczkę na dwa tygodnie, ten gnój Cię nie skrzywdzi, nie skrzywdzi nikogo. Zajmę się tą sprawą, i osobiście dopilnuję, aby w końcu zapłacił za te wszystkie błędy – otworzył okno, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, wyjął jednego, podpalił, zaciągnął się i wypuścił dym na zewnątrz. - 2 tygodnie, Turcja, a jak wrócę do domu, wszystko inne dopilnuję, zaufaj mi w końcu – spojrzał na mnie i zaraz szybko obrócił się

-Harry, dziękuję, bardzo, naprawdę – znowu się rozpłakałam, ale tym razem raczej ze szczęścia nie mogę się doczekać, kiedy powiem o tym Mili.
-Halo? Pan Drake Santiago? Gratuluję! Wygrał pan wycieczkę do Turcji na całe dwa tygodnie z wyżywieniem! Wylot dziś z centrum o dwudziestej trzeciej! Serdecznie gratuluję i widzimy się na zbiórce.  


~~~~~~~
siemaneczko c:
teraz uwaga: KAŻDY kto CZYTA ten KOMENTUJE (:
i wgl tyle komentarzy trfyhgftgyhefrtdydger, ily.
+ jeśli chcecie być informowani o rozdziałach >>>>>> wpisujcie się na listę informowanych, bo potem komentarzy nie ogarniam :D

niedziela, 7 lipca 2013

Czwarty: Śmietana


* Hope Pov *

Ja pierdole, zaspałam. Jest właśnie jedenasta, a o tej właśnie godzinie, miałam spotkać się z Harrym. Pomyśli, że to olałam, i nie przyjdę. Wywlekłam się szybko z łóżka, wyjrzałam przez okno, BYŁ, czekał. Jest gorąco, słońce dawało po oczach. Wyszukałam w torbie krótkie spodenki i bluzkę z długim rękawem, przecież mam teraz te blizny, nie chcę aby je zobaczył, nie chcę mu wszystkiego tłumaczyć. Zdenerwowanie to to, co czułam. Tylko zdenerwowanie, nic więcej. Taka pustka, i żal o to co zrobiłam, wiedziałam, że gdybym się powstrzymała, nie doszłoby do tego, ale jest już za późno. Czasu nie cofnę. Ubrałam się w niecałe dwie minuty, rekooordd! Założyłam na nogi granatowe trampki, szybko związałam, włożyłam telefon do kieszeni i wybiegłam z pokoju, wcześniej upewniając się, że schowałam w bezpieczne miejsce pamiętnik. Głupio by było, gdyby ktoś go znalazł, znaczy wydaje mi się, że nikt tu nie wchodzi bez powodu, co by chcieli stąd zabrać... tu kompletnie nic nie ma. Otwierając po kolei wszystkie drzwi, zbiegałam po schodach i już, zauważyłam Loczka,  
czy ja właśnie go tak nazwałam?  
Powoli, nie za szybko podeszłam do niego, ostrożnie, abym znów nie zrobiła nic głupiego, jak wylądowanie twarzą w piachu.
Pieściłam oczy jego widokiem. Wysoki, a przynajmniej wyższy ode mnie brązowowłosy, właściwie to ile on ma lat? Miał na sobie idealnie dopasowane jeansy, chociaż to bardziej były rurki, obcisłe, że jemu to nie przeszkadza, że go to nie uciska.. O czym Ty myślisz McFight!
Tak seksownie wygląda w koszuli... Różowo-granatowy materiał spoczywał na jego torsie.
Górny guzik był lekko odpięty, ou.. nie zaszkodziłoby mu odpiąć też pozostałe.. Zachowuję się jak dzieciak, mam żałobę, zamiast robić to co należy, ja myślę o jakiś … o tych sprawach.
Słodko się uśmiecha, widząc mnie z daleka, wesoło pomachał ręką.

-Hej – uśmiechnął się w moją stronę
-Hej – odpowiedziałam nieco niepewnie
-Oszalałaś? - zaśmiał się odgarniając włosy z czoła
-Dlaczego? - o co mu chodzi...
-No nie wiem... Jest ponad dwadzieścia sześć stopni, a Ty w długim rękawie? -Aaa, to.. - zaśmiałam się – Ja, wiesz. Przywaliłam w szafkę, szukałam w nocy telefonu.. i.. ja.. ten, światła nie zapaliłam. Mam fioletową plamę, nie chcę tego pokazywać.. - nie jestem dobra w kłamstwie, tak myślę.
-Niech będzie, że Ci wierzę – zaśmiał się – Słuchaj, tak sobie wczoraj myślałem... nie chciałabyś teraz gdzieś wyjść? Tak, porozmawiać, ale nie tutaj, do parku, kawiarni. Chodź – w tym momencie, miałam wrażenie, że chciał mnie złapać za rękę, ale dzielił nas płot, niestety.
-Nie wiem, czy mi Drake pozwoli, on jest wiesz... wątpię, naprawdę.
--Hej, masz prawie te osiemnaście lat, i po co pytać akurat jego, zapytaj Grace, powiedz jej, że chcesz wyjść ze mną, pozwoli Ci, pozdrowiłaś ją ode mnie? - spojrzał pytającym wzrokiem
-O mój Boże, przepraszam, zapomniałam, całkiem mi to wyleciało z głowy – zakryłam dłonią usta
-Dobra, wybaczam – zaśmiał się – A teraz leć do Grace, i mów, że wychodzisz, i przebierz się, na pewno prawie nie widać tego siniaka
-A do której mam o to wyjście poprosić?
-Powiedz po prostu, żeby się nie martwiła, i że Cię sam odprowadzę – śliczny ma ten uśmiech
-Zaraz wrócę, poczekaj.
 

On jest taki... gyhtbuhftgyfed. Podbiegłam do budynku, znalazłam Grace, powiedziałam jej o Harrym, i o tym, że chciałam z nim wyjść. Na samo imię, zagruchała klaszcząc w dłonie. Nie wierzyła, że mówię o tym dzieciaku w lokach. Bez namysłu pozwoliła mi iść. Ucieszyłam się, szczerze się uśmiechnęłam w duchu i już ze spokojem poszłam do pokoju, uczesałam włosy, ale bluzki nie zmieniłam, nie mam mowy. Na dworze było gorąco i duszno, ale dam radę. Już chciałam wychodzić, ale zdałam sobie sprawę z tego, że sama chcę mu się spodobać. Pierwszy raz od tragedii, sięgnęłam po kosmetyczkę. Stanęłam przez wymęczonym lustrem, kilka ruchów i moje oczy były inne, wyraźniejsze, wyglądałam znacznie lepiej. Na usta nałożyłam lekko różowy błyszczyk i wyszłam.

Gotowa, po raz kolejny.



*Harrys Pov *

Biegnie, pomachała mi ręką, że mam iść z drugiej strony, zgodzili się, yeaah. Zawróciłem i udałem się pod główne wejście. Nawet nie wiem, gdzie możemy iść. Chciałem sprawić, że oderwie się od rzeczywistości, i chociaż na chwilę poczuje się lepiej. Cel dzisiejszej wyprawy. Iii bluzki nie zmieniła, nie wiem dlaczego, przecież siniak to nic złego.. Nie trzeba od razu się z tym ukrywać.
Dziwna jest, ale ją lubię. 


-Ślicznie wyglądasz.. - chyba się zarumieniłem
-Dziękuję. - O mój Boże, chyba odpuściła.
 - Nie przeszkadza Ci to?
-Dopóki nie będziesz na mnie mówił Hope, mów co chcesz, jak chcesz i kiedy chcesz.
 -Nie wiem dlaczego nie lubisz tak swojego imienia, ale jeśli tego nie chcesz, nie będę mówił tak do Ciebie
 -Dziękuję, a gdzie tak w ogóle idziemy? - zapytała podchodząc bliżej
-Kawa. Lubisz kawę? - uśmiech nie schodził mi z twarzy
- Jasne, może być, to co? Idziemy? - zaśmiała się ciągnąc mnie za rękę
 

Myślałem, że będzie mniej zainteresowana tym wyjściem. Wydaje mi się, że się dogadamy. Zależy mi, aby otwarła się przede mną. Jeśli ten Drake robi to, co robił, możliwe, że na nadgarstkach ma ślady sznurów. Zabiłbym go wtedy. Jak można tak znęcać się nad dzieciakami, nad kimkolwiek. To jest chore, nie odpuszczę mu, jeśli coś stanie się Hope. To trochę dziwne, prawie się nie znamy, rozmawialiśmy dokładnie raz, a czuję się jakbyśmy spędzili razem co najmniej pół roku. Złączyła nasze palce i ruszyliśmy w kierunki kawiarni, zajęliśmy miejsce pod oknem, zostawiłem ją i poszedłem zamówić dwie mrożone kawy z podwójnym cukrem, jedną z bitą śmietaną i kawałek czekoladowego ciasta.


-Mam nadzieję, że lubisz z dodatkową porcją cukru, bo już zamówiłem... rozumiesz.. - zaśmiałem się i usiadłem naprzeciwko niej.
 -Lubię – odwzajemniła uśmiech
-Opowiedz mi o sobie – rzuciłem patrząc jej w oczy, bawiąc się swoimi rękami
-Emm.. Nazywam się Hope.. - wciągnęła powietrze – McFight, niedługo mam osiemnaście lat i nie mam nikogo. Jak widać, moje życie jest bardzo ekscytujące. - pokręciła ironicznie głową
-Harry Styles , ale ja nawet lubię swoje imię – lubiłem patrzeć jej w oczy
-Gdzie Ty mieszkasz?
-Tu, niedaleko. Za rogiem.
-Ile Ty masz w ogóle lat, mieszkasz sam? - zapytała spoglądając na swoje buty
-Dwadzieścia– zaśmiałem się pod nosem, opierając łokcie na stoliku, - Tak sam, moja ciocia przepisała mi cały dom i fortunę, a później popełniła samobójstwo..
-Przykro mi... Nie wiem co powiedzieć... - nagle oniemiała
-Taa... - oblizałem wargi
-Na prawdę, nie chciałam. - stłumiła głos, kiedy do stolika podeszła kelnerka

-Dwie z podwójnym cukrem, jedna ze śmietaną i ciasto. - uśmiechnęła się i odeszła


Posunąłem do niej szklankę z kawą i wielką śmietaną na górze, kiedy się uśmiechnęła podałem jej jeszcze kawałek deseru. Siedziała tak niewinnie, dobrze, że sala była klimatyzowana, inaczej stopiłaby się w tej bluzce. Każdy spoglądał na nią. Prawie trzydzieści stopni, a dziewczyna siedzi w długim rękawku. Wcześniej nie była pomalowana, teraz jest. Nie lubię jak dziewczyna się maluje, wolę taka jaka jest, bez żadnych poprawek, ale przecież jej nie zabronię. Wepchnąłem jej ciasto do ust, kiedy nie chciała go zjeść i wypiliśmy napoje, potem Hope ubrudziła się śmietaną, co było zabawne i nie mogłem powstrzymać śmiechu.
Zwykły napad.
Porozmawialiśmy, próbowałem jej pomóc i już. Minęły cztery godziny i musiała wracać, żeby znów pomagać w kuchni

-Więc.. jutro też się widzimy? - spytałem po krótkiej ciszy
-Mam nadzieję, dasz mi swój numer? - spytała a ja w duchu mocno ją przytuliłem
-Pewnie, zapisuj – podałem jej ciąg liczb, a gdy go zapisała, poszedłem zapłacić i wyszliśmy
-Miło mi się z Tobą spędza czas, Harry. - podeszła do mnie i objęła w pasie kiedy byliśmy poza kawiarnią

 

Chwyciłem ją za rękę i odprowadziłem pod budynek, na koniec całując w policzek, spięła się, ale pozwoliła mi, cieszyłem się, że nie pomyślała, że chcę ją wykorzystać, czy coś.. Później wróciłem z powrotem do siebie do domu, pustego, bogato zrobionego domu. Moja ciotka miała fortunę a teraz ja mam, choć nic w życiu nie osiągnąłem, pieniądze mam zapewnione do śmierci, w dodatku przypisała mi dom, tyle od niej dostałem.. Tak mi szkoda tej dziewczyny, teraz zaczynają jej się najlepsze lata życia, a ta jest przygnębiona. Mam w planach, żeby zabrać ją do siebie, za ten niecały miesiąc, ale nie wiem czy się zgodzi.. Chyba się zakochałem, ale czy to jest w ogóle możliwe po zaledwie dwóch spotkaniach?? Porozmawiam z nią na ten temat, najlepiej u niej w pokoju, wpadnę bez zapowiedzi, przy okazji odwiedzę Grace, tylko ją lubiłem w tym popierdolonym miejscu.
Wróciłem do mieszkania, thsfddedsasafkiht
 – DOMU, WIELKIEGO DOMU Z OGRODEM I BASENEM. 
Tu jest zajebiście, chciałbym tu przyprowadzić Śliczną. Mam ochotę odwiedzić ją jeszcze dzisiaj, kupię coś słodkiego i zrobię jej niespodziankę, obym tylko nie wpadł na Draka... wydaje mi się, że jeszcze mnie pamięta, haha ha...



~~~~~~~~~~

I know, I know. Krótki ._.

Jeśli czytasz, skomentuj (:
chcę wiedzieć czy nadal czyta to tyle osób, co pierwszy rozdział...
#ily #kózkonators ahahha  pozdrawiam żonkę i mamusie :')