*Harrys Pov*
Widząc jak upada, bez namysłu
przeskoczyłem przez niewysoki płot, który oddzielał teren domu
dziecka, od reszty 'świata'. Kiedy od razu nie podniosła głowy,
wsunąłem palce stóp w szczelinę i szybko przedostałem się na
drugą stronę. Zamarłem. Poczułem lekki chłód.
Ja pierdole, Styles.
Podarłem sobie
spodnie, nie wierzę, świetny
początek, mistrzu. Chociaż
w sumie.. ona nie była wcale lepsza, w końcu spadła z huśtawki, a
ja, podarłem spodnie. Nie, jednak nie. Wydaje mi się, że zrobiłem
nieco gorsze powitanie, ale być może właśnie przez to, zapamięta
mnie na długo.
Robiąc kilka kroków w przód, udając, że nic się nie stało,
przykucnąłem przy niej. Leżała twarzą w trawie. Zabawnie to
wyglądało, ale martwiłem się, martwiłem się, że coś może jej
być. Nie znałem jej, ale wściekłbym się, jakby coś sobie przy
tym upadku uszkodziła. Potrząsnąłem nią, ani drgnęła.
Obracając dziewczynę na plecy, przetarłem z jej twarzy resztki
ziemi, zmieszanej z trawą.
Jest śliczna.
Taka młoda, niewinna i śliczna.
-Hhhejj, słyszysz mnie? - spytałem niepewny, licząc że mnie
usłyszała. - Kurwa. - sapnąłem pod nosem, kiedy nie odezwała się
Wziąłem ją na ręce, co miałem zrobić. To było dość trudne
zadanie, ona nie była w stanie nawet chwycić mnie za szyję, nic.
Bezwładna. Wkładając jedną rękę pod jej głowę, a drugą w
zgięciu nóg, podniosłem ją, trzymając blisko klatki piersiowej.
Ta część podobał mi się bardziej, znacznie bardziej. Nie miałem
pojęcia, gdzie ją zanieść, kogo zapytać. Było pusto, same
maluchy, które nie miały bladego pojęcia gdzie są, dlaczego i jak
długo. Bawiły się tak beztrosko, że aż im zazdrościłem. Zawsze
lubiłem patrzeć na dzieciaki, o ile oczywiście nie płakały, lub
nie trzeba było ich przebierać. O tym, nie na mowy. W pobliżu,
była postawiona ławka, na szczęście z oparciem.
Była lekka, więc nie było problemu, alby trzymać ją na rękach.
Posadziłem śliczną blondynkę pierwszą i usiadłem tuż koło
niej, aby nie spadła, była jak w zaćmieniu. Nigdzie mi się nie
spieszyło, mogłem zostać z nią, tak długo, aż się nie obudzi.
Czułem się dość niezręcznie. Całkiem obca laska, opiera głowę
na moim ramieniu, nie wiem kiedy się ocknie, czy będzie myślała,
że ja jej coś zrobiłem. Kaszlnąłem tak, jak ona wcześniej, by
zwrócić moją uwagę, wyraz jej twarzy powalał. Nagle podniosła
głowę, rozglądając się dookoła, a kiedy zauważyła mnie,
natychmiast odsunęła się na drugi koniec drewnianej ławki.
Zabójcza.
- Dlaczego mam w ustach piach – skrzywiła się, przecierając
zębami język
- Bo upadłaś – zaśmiałem się i równie szybko przestałem, kiedy zmierzyła mnie wzorkiem
-Ha ha ha ha, to takie zabawne. - sarkastycznie się uśmiechnęła
-Ale naprawdę, Ty upadłaś, jak mnie zobaczyłaś – dumnie podniosłem głowę, spokojnie wypuszczając powietrze z płuc.
-Nie bądź idiotą. Ja Cię nawet nie znam.
-Możemy to zmienić – spojrzałem jej w oczy, były przepełnione żalem, nie śmieszyło ją to, co mówiłem – Coś nie tak? Dlaczego nie odpowiadasz.. - dodałem po kilku minutach nagłej ciszy
-Przepraszam, chyba już pójdę, nie mam humoru na takie rozmowy – rzuciła luźno, smutnym tonem, wstając obróciła głowę, chwilę na mnie patrzyła, jakby chciała zrobić oczami zdjęcie i odeszła.
-Hej, czekaj! Chciałem porozmawiać, nie idź – podbiegłem, zastawiając jej drogę- Widzę, że Ci smutno, możemy porozmawiać. Wróćmy tam, usiądźmy i porozmawiajmy – zachęciłem ją, chwytając za drobną dłoń pociągnąłem za sobą, uśmiechając się pod nosem, kiedy się nie postawiła
- Bo upadłaś – zaśmiałem się i równie szybko przestałem, kiedy zmierzyła mnie wzorkiem
-Ha ha ha ha, to takie zabawne. - sarkastycznie się uśmiechnęła
-Ale naprawdę, Ty upadłaś, jak mnie zobaczyłaś – dumnie podniosłem głowę, spokojnie wypuszczając powietrze z płuc.
-Nie bądź idiotą. Ja Cię nawet nie znam.
-Możemy to zmienić – spojrzałem jej w oczy, były przepełnione żalem, nie śmieszyło ją to, co mówiłem – Coś nie tak? Dlaczego nie odpowiadasz.. - dodałem po kilku minutach nagłej ciszy
-Przepraszam, chyba już pójdę, nie mam humoru na takie rozmowy – rzuciła luźno, smutnym tonem, wstając obróciła głowę, chwilę na mnie patrzyła, jakby chciała zrobić oczami zdjęcie i odeszła.
-Hej, czekaj! Chciałem porozmawiać, nie idź – podbiegłem, zastawiając jej drogę- Widzę, że Ci smutno, możemy porozmawiać. Wróćmy tam, usiądźmy i porozmawiajmy – zachęciłem ją, chwytając za drobną dłoń pociągnąłem za sobą, uśmiechając się pod nosem, kiedy się nie postawiła
Wyglądała na dziewczynę bez problemów, ułożoną, z idealnego
domu. Pozory mylą, wiem. Gęste blond włosy, wychodziły jej spod gumki, fryzura nieco
popsuła się jej podczas upadku, ale nadal była cała śliczna.
Skoro tutaj jest, nie może mieć więcej, niż osiemnaście lat, ja
jej daję szesnaście i ani dnia więcej. Ma drobną budowę ciała,
idealną talię, wiem, bo sprawdziłem to podczas przenoszenia jej, i
nie, nie jestem zboczeńcem. Broń Boże. Siadając w tych samych
miejscach, zaczęłam, wiedząc, że pierwsza się nie odezwie.
-Więc... jak masz na imię?
-Hope. - odpowiedziała z obrzydzeniem, podciągając nogi na ławkę, po czym oparła głowę na kolanach, chowają ją, bym nie mógł spojrzeć jej w oczy
-Nie lubisz swojego imienia, co?
-Nienawidzę - syknęła
-Mi się podoba, jest śliczne, zresztą.. jak Ty. - nie wierzę, że to właśnie powiedziałem -Prz-rzepraszam. Nie chciałem Cię urazić. Mów, co Ci leży na sercu.
-Co, przepraszam? Dlaczego miałabym Ci cokolwiek mówić, nie znam Cie, i uwierz, nie za bardzo zależy mi, aby poznać.
-Hope , zauu – przerwała mi by wtrącić swoje pięć groszy
-Mógłbyś przestać na mnie tam mówić? - podniosła głowę, ironicznie na mnie spoglądając
-To jak mam do Ciebie mówić? - starałem się brzmieć spokojnie, by jej nie speszyć.
-Może wcale się nie odzywaj, i sobie idź? - uśmiechnęła się słodko, choć wiem, że było to bardziej sarkastyczne
-Uśmiech też masz śliczny – zaśmiałem się – Będę na Ciebie mówił Śliczna, Hope.
-Co z Tobą nie tak!? Przestań, proszę przestań. Nie mów na mnie
Hope, nie mów na mnie Śliczna, nic nie mów. - wyrzuciła ręce w
górę
-Spokojnie, nie chciałem Cię wkurzyć! - złapałem jej dłonie,
zamykając w swoich, a ta nawet się nie wyrwała.
-Po prostu mam dość, zostałam sama, nie mam nikogo, a tutaj jest
tak źle, że mam ochotę stąd spierdolić, ale nie mam gdzie.
Rozumiesz?! - zapłakała, ciężko oddychając
-Możesz zawsze za mną... porozmawiać.. ja, ja.. też jestem sam.
Też nie mam nikogo. Czasem też mam słabe dni, też mam dość,
też myślę, że nie dam rady, też. - oblizując usta, założyłem
kosmyk jej włosów za ucho.
-Po co to robisz, po co ze mną rozmawiasz. Nie chcę litości, nie
chcę.. - i znów upadła głową na kolana
Przeszła
wiele, to widać. Jej zachowanie, rozdrażnienie, ja miałem
dokładnie to samo. Ale jestem tu, udało mi się, po wielu
przeszkodach, próbach, udało mi się. Nie poddałem się, i nie
poddam, za dużo wygrałem, żeby teraz nagle to wszystko zniszczyć.
Przysunąłem się bliżej Hope, obejmując ją ramieniem
przyciągając do siebie. Zadrżała, poczułem jak napinają się
jej mięśnie. Denerwowała się, ale nie potrzebnie, nie miałem
wobec niej żadnych złych zamiarów.
-Już dobrze, przestań płakać – otarłem jej mokre oczy kciukami, patrząc jej w zapłakane niebieskie tęczówki. Miałem ochotę ją pocałować, ale powstrzymałem się, nie chciałem aby zraziła się do mnie. - Ile Ci jeszcze tu zostało?
-Miesiąc – wypowiedziała szlochając w moje ramie
-Jak to? To ile Ty masz lat – lekko się zaśmiałem, by nie
zrzucić jej z tropu
-No
za miesiąc osiemnaście – odwzajemniła uśmiech, udało
mi się
-Nie wyglądasz na tyle.
-To był komplement?
-Jak sobie życzysz, Śliczna. - szepnąłem ostatni wyraz do jej
ucha, na co się spięła, a jej oddech zatrzymał się
-Na prawdę, stop. - uniosła ręce, pokazując, że mam przestać.
-Jasne. Chcę Ci tylko powiedzieć, że.. - i tu się zatrzymałem,
może na to wszystko jest jeszcze za wcześnie... przecież
faktycznie się nie znamy.
-Że? - nagle ożyła, zobaczcie..
-Że ja też T U byłem – odwróciłem wzrok – Pokój 216 –
uniosłem kąciki ust – Jeśli się tam zakradniesz, to po prawej
na ścianie wisi obraz, zajrzyj tam. - Podniosłem brwi, udając że
wszystko jest okej
-Eeee... to jest.... to... ja mam teraz ten pokój. - spojrzała na
mnie przerażona
-Ouu.. to nie, nie zaglądaj –
natychmiast zabiłem się w duchu. Co ja powiedziałem, ona
nie może tam zajrzeć.
-A żebyś wiedział, że zajrzę. - naśladują mnie, uniosła głowę
patrząc na mnie spod byka
-Wiem, że nie odpuścisz. Ale przysięgnij, że nie zajrzysz,
proszę. - chwyciłem ponownie jej dłonie.
-Ugghh, niech Ci będzie..- tak! Odpuściła
-A tak poza tematem, co zamierzasz zrobić jak stąd wyjdziesz?
-Grace powiedziała mi, że może się mnie zająć..
-Grace? Kucharka? Ona nadal tutaj jest? Uwielbiałem ją.. -
uśmiechnąłem się podekscytowany – Zapytaj, czy mnie pamięta –
moje oczy zaczęły lśnić
-Tak, to ona, zapytam, obiecuję. Jest wspaniała, pocieszyła mnie,
kiedy dowiedziałam się, że, nie, nie ważne.
-Powiedz – nalegałem
-Mój przyjaciel nie żyje. Moi rodzice zginęli w wypadku. Kurwa,
nienawidzę się – wybuchła płaczem, obracając głowę w
przeciwną stronę
-Boże, przykro mi, nie wiedziałem, ale nie obwiniaj się, to nie
jest T W O JA wina. Wiem co mówię. Musisz mi zaufać.
-Teraz, to ja muszę iść, zaraz będzie obiad, a ja muszę
przygotować maluchy. - zmieniła temat
-Mogę Ci pomóc.. - szybko rzuciłem
-Nie, Ty możesz już iść, lepiej żeby Drake Cię tu nie
zobaczył..
I poszła, jest wspaniała. Śliczna
Hope. Musi jej być bardzo ciężko, jeszcze ten sukinsyn Drake,
byłem tu kiedy miałem kilkanaście lat – jedenaście, dwanaście,
nie wiem. Trzymali mnie tu prawie dwa lata, aż moja ciotka po mnie
nie przyjechała. Cieszyłem się, jak mnie zabrała, ale u niej było
jeszcze gorzej. Nienawidzę swojego życia, zależy mi na Hope, nie
chce, aby ona też zniszczyła sobie tak życie, jak ja. Musze coś
zrobić, żeby ją poznać, miałem ochotę ją pocieszyć, ale ja
nie jestem za dobry w tych sprawach, nie umiem okazywać współczucia.
Podniosłem się i udałem pod płot, po czym przeskoczyłem na drugą
stronę. Jak to możliwe, że ona nie zauważyła mojej dziury w
spodniach? Jak to możliwe, że nikt nie zauważył, że tu byłem.
J A K ?
*Hopes Pov*
Słyszałam, przyjdę, na pewno,
polubiłam go. Dobrze by było gdybyśmy poznali się bliżej. Łączy
nas to miejsce. Dość popierdolone, ale jednak. Jeszcze jak
zdenerwował się, gdy wspomniałam o Draku. Może on …. też mu to
robił? O Boże.. Nie
mam teraz czasu na zabawę, naprawdę muszę iść pomagać z tym
obiadem. Jestem najstarsza, powiedzieli mi, że ma pomóc, mam
wyjście?
Ale robię to dla dzieci, one nie są winne, że los mnie tak
pokarał.
Gdy wykonałam wszystkie swoje
obowiązki, zabrałam talerz zupy do siebie do pokoju, korciło mnie,
aby spojrzeć pod obraz, ale „
MUSISZ MI ZAUFAĆ” nie
daje mi spokoju. Muszę, to muszę. Nie zajrzę, choćby nie wiem co.
Była już dwudziesta pierwsza. Jakim cudem ten czas tak
popierdziela?
' MAGICZNE MIEJSCE ' - uwaga, sarkazm.
Byłam taka zmęczona.. Przebrałam się w piżamę, nakryłam kołdrą, i próbowałam zasnąć, choć nie za bardzo mi to wychodziło.
' MAGICZNE MIEJSCE ' - uwaga, sarkazm.
Byłam taka zmęczona.. Przebrałam się w piżamę, nakryłam kołdrą, i próbowałam zasnąć, choć nie za bardzo mi to wychodziło.
Muszę się przyznać. Myślałam o
nim, myślałam o tym jutrzejszym spotkaniu. Liczyłam, że coś z
tego będzie, chciałam poznać kogoś, z kim będę mogła pogadać,
z kimś kto mnie rozumie. Liczyłam
NA NIEGO. Przebudziłam
się słysząc skrzypiące schody, ktoś tu
i d z i e.
Spojrzałam na zegarek, trzecia
rano. K U R WA M A Ć.
Schowałam głowę pod
pierzynę, chociaż dobrze wiedziałam o tym, że to mnie w żaden
sposób nie uchroni. Bałam się. Mam dość. Chcę stąd tak bardzo
spierdolić. Tak bardzo..
-Witaj słoneczko. Wyspałaś się? Czeka Cię cała noc wrażeń, tylko pamiętaj – zamykając drzwi podszedł do mnie, jedną ręką zrzucają ze mnie kołdrę, a drugą natychmiast pakując na moją pierś, mocno ściskając – nie jesteśmy tu sami – sapnął ocierając się o mnie.
Zaczyna się, pierdolone miejsce
~~~~
jeśli chcecie być informowani, wpisujcie się w zakładce c:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ C: